KOD w całym kraju ubrał pomniki w koszulki z napisem "Konstytucja", a policja od razu wkroczyła do akcji. Jakie działania przeciw wam prowadzi?
Doniesienia są trzy. Jedno mówi o uszkodzeniu pomnika Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie, drugie o jego znieważeniu, a trzecie – że wisiała na nim koszulka z niestosowanym napisem. To dosłowny cytat.
Wiadomo, kto jest złożył?
Dwa z nich komitet społeczny, który zbierał pieniądze na budowę postumentu. Autor trzeciego jest dla nas niewiadomą. Ale, co bardziej nas zaskakuje, to szybkość działania policji i mediów narodowych. Koszulki pojawiły się na pomnikach w nocy, a już od godz. 8 rano telewizja publiczna pokazywała paski z informacją, że szuka sprawców zdarzenia. Z kolei o godzinie 10 konferencję zwołała policja. Właściwie nie zdążyliśmy się dobrze obudzić, a już w całym kraju było głośno o poszukiwaniach dwóch mężczyzn, którzy najprawdopodobniej usłyszą zarzuty karne. Odebraliśmy to jako nagonkę i formę zastraszania.
Akcji jednak nie przerwaliście.
Nie, zdecydowaliśmy się ją kontynuować w pełni świadomi, że prawa nie łamiemy. Tym bardziej, że naszą intencją nie było znieważenie pomnika. Wręcz przeciwnie – wybraliśmy postument Lecha Kaczyńskiego, bo bardzo często na manifestacje KOD w całej Polsce przychodzą ludzie, którzy na banerach i plakatach umieszczają jego cytaty, w tym np. "Patriotyzm nie oznacza nacjonalizmu. Nacjonalizm, a jeszcze tym bardziej szowinizm, bierze się z nienawiści, patriotyzm bierze się z miłości, z poczucia utożsamienia się ze wspólnotą kultury, historii". Stąd i nasz wybór – uznaliśmy, że przesłanie będzie mocniejsze. A postać Lecha Kaczyńskiego jeszcze silniej wpisze się w apel do prezydenta, by ten konstytucji jednak przestrzegał.
Tyle, że koszulki pojawiły się noc później także na smoku wawelskim, warszawskiej Syrence i wrocławskich krasnalach.
O tym zadecydowała nagonka na osoby, które noc wcześniej ubrały też pomnik w Białej Podlaskiej – jedną z nich na komisariat dowieziono jeszcze przed południem. To nas dodatkowo zmotywowało. Postanowiliśmy, że napis "Konstytucja" pojawi się już nie na 10 postumentach, jak planowaliśmy początkowo, ale na 27. Na pomniku Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie też. Tym razem jednak nie będziemy zakrywać naszych twarzy, choć w pobliżu jest około dziesięć kamer.
Na koniec nawet do niech pomachaliśmy.
Sam pomnik, co nie bez znaczenia, znajduje się jednak na prywatnej działce…
Tak i zastanawiam się, czy to też nie jest też powód, dla którego do tej pory nikogo w tej sprawie w Szczecinie nie zatrzymano. Bo w innych miastach policji poszło to bardzo sprawnie. W Białej Podlaskiej na przykład do rolnika policja zapukała o 6 rano, zagroziła przeszukaniem, a że w domu była tylko żona, to postraszyła dodatkowo rozesłaniem listu gończego.
Ale tak, w Szczecinie jest i było inaczej. Po tym jak rada miasta zdecydowała, że pomnika Lecha Kaczyńskiego nie będzie, zawiązał się specjalny komitet i w ten sposób doprowadził do jego postawienia. Wybrano na ten cel działkę należąca do Solidarności. Kilka miesięcy później odsłonięciu rzeźby towarzyszyła duża uroczystość. Zamknięto ulice. Zaproszono przedstawicieli rządu – byli m.in. Mateusz Morawiecki, Antoni Macierewicz i Julia Przyłębska. Zorganizowano przemarsz wojska ze sztandarami. Porządku pilnowali wtedy przedstawiciele Solidarności w kaskach i zielonych kamizelkach, którzy wobec nas zachowywali się bardzo agresywnie. Jeden z nich krzyknął nawet: "Idźcie w cholerę z tym plakatem Wałęsy?!"
I jak teraz Solidarność zareagowała na ubranie pomnika?
Szef okręgu zachodniopomorskiego wydał oświadczenie, szokujące. Uznał, że to co zrobiliśmy, to chamstwo, prostactwo, chuligaństwo, a sprawcy tych występków muszą być przykładnie ukarani. I on osobiście tego dopilnuje.
A waszą intencją co tak naprawę było?
Zależało nam na zamanifestowaniu, że prezydent Andrzej Duda mimo licznych protestów podpisał się pod ustawą zmieniającą Sąd Najwyższy w kolejną – po Krajowej Radzie Sądowniczej i Trybunale Konstytucyjnym – atrapę. Po drugie, chcieliśmy się przebić z tematem łamania konstytucji do szerszego grona. Tym bardziej, że wcześniejsze akcje edukacyjne, która prowadzimy od dwóch lat, łącznie z rozdawaniem ulotek, są absolutnie niemedialne.
Czego się początkowo spodziewaliście?
Na pewno nie takich reakcji policji. Raczej tego, że Solidarność ściągnie koszulkę z cokołu koło południa. Bo żeby wisiała tam cały dzień nie było szans. Liczyliśmy, że zanim to nastąpi zrobimy zdjęcia, lokalne media o tym poinformują, a koniec końców będziemy mogli zorganizować debatę na temat konstytucji. Drugim naszym celem była pokojowa forma protestu przeciwko temu, co się dzieje z ustawą o SN. Kiedy wieszaliśmy koszulki, ustawa była jeszcze procedowana – nie było wiadomo, czy prezydent ją podpisze.
Potem chcieliśmy jeszcze zorganizować manifestację pod Sejmem i Pałacem Prezydenckim.
A teraz, co jeszcze planujecie?
Nadal będziemy apelować, żeby Polacy nie bali się ubierać pomników w koszulki z "Konstytucją". Bo to nie jest przestępstwo i nie możemy dać się zastraszyć. Efekt już teraz jest taki, że w całym kraju ubrano kolejnych 50 pomników. Wiemy o tym, bo ci, którzy to robią, przysyłają do nas fotografie nie tylko samych postumentów, ale i samych siebie.
Mamy też inne plany, ale widząc reakcję policji, następne zorganizujemy w tajemnicy. A już na pewno nie będziemy się tym chwalić w wywiadach.
Są już nowe działania policji?
Tak, tym bardziej, że w piątek podczas konferencją razem z Anną Rybakiewicz ubrałyśmy jeszcze jeden pomnik – marynarza naszego szczecińskiego na bulwarach. Dodatkowo podpisałyśmy się na koszulce z imienia i nazwiska, dając do zrozumienia: "Jeżeli policja nas poszukuje, to nie musi nas ścigać. My tu na nich będziemy czekać". Stałyśmy pod pomnikiem ze dwie godziny, podchodzili turyści, pstrykali zdjęcia. W pewnym momencie przyszły też dwie młode kobiety. Myślałyśmy studentki. Robiły zdjęcia, notatki, ale po godzinie zaczęły ściągać koszulkę z pomnika. Zapytałyśmy: "Ale dlatego ją zdejmujecie? Bo to nasza koszulka jest". Wtedy poinformowały nas, że policja prowadzi w tej sprawie dochodzenie, a one są w stałym kontakcie z prokuratorem. Kiedy przystąpiły do oględzin, od razu pomyślałyśmy o próbie zasugerowania, że uszkodziłyśmy pomnik. Na koniec jeszcze tylko poinformowały nas, że jak tylko prokurator podejmie decyzję, jak ten czyn zaklasyfikować, to się do nas odezwą.
Telefon do tej pory milczy?
Tak, ale wszystko to pokazuje jedno: chodzi tylko o to, by znaleźć na nas jakiś paragraf.