O co chodzi? O miejsca, które są na niemal każdym lotnisku, ale dostępne są tylko dla wybranych. Tam bardziej wymagający i dysponujący zdecydowanie grubszym portfelem pasażerowie mogą odpocząć przed lotem i skorzystać z różnych udogodnień. I tak stołeczne Okęcie oferuje VIP-om "dyskretną odprawę biletową, bagażową, celną i kontrolę bezpieczeństwa przy zachowaniu pełnej dyskrecji". Do tego goście mogą liczyć na wybór przekąsek i drinków, a także indywidualną asystę stewardessy.
Na takie właśnie saloniki VIP Senat wydał w ubiegłym roku 146 tys. zł, a w tym - już 68 tys. Co ciekawe, ponad 17 tys. zł wydano na senatorów i urzędników (m.in. szefa Kancelarii Senatu Jakuba Kowalskiego) lecących do Szwecji na obchody Dnia Polonii.
Z saloników korzystano też podczas delegacji do Indonezji czy RPA. Koszy opiewały odpowiednio na 18 tys. zł i 26 tys. zł.
A co z Sejmem? Czy również korzysta z dodatkowych wygód? Jak przekonuje Centrum Informacyjne Sejmu, "nie posiada rejestru zawierającego koszty z wyszczególnieniem imion i nazwisk osób, które skorzystały z tego rozwiązania". Znana jest tylko ogólna kwota. Od początku 2017 r. w Sejmie na same saloniki VIP, nie licząc kosztów przelotu, wydano 106 tys zł.