W ubiegły piątek zarząd PO rekomendował kandydatów tej partii na listy wyborcze Koalicji Europejskiej tworzonej przez PO, PSL, SLD, Nowoczesną i Zielonych. Według rekomendacji Boni, obecny europoseł PO, miałby startować z 5 miejsca listy w okręgu warszawskim.

Reklama

W reakcji na tę rekomendację Boni stwierdził w piątek na Twitterze, że chce startować z list Koalicji Europejskiej do PE i "robić dobrze, to co robił". "Ale muszę mieć jakąś szansę. Nie dano mi jej. Polska musi wygrać, ja będę Jej służył w każdy możliwy sposób! Platformo, może do zobaczenia..." - napisał.

W poniedziałek w radiu TOK FM pytany w kontekście tego wpisu, czy będzie jego start w wyborach, czy też rozstanie z PO, Boni odpowiedział: "Start. Nigdy nie było mowy o rozstaniu jakimś takim głębokim i dalekim".

Stwierdził, że "trochę było zamieszania i zaskoczenia jeśli chodzi o układ na liście". Ale - jak zaznaczył - otrzymał "bardzo szybko tyle głosów od obywateli, od różnych środowisk, od tych, którzy walczą o demokrację i praworządność w Polsce, od kół PO, że nieważne które miejsce, że ważne żeby stratować, żeby być razem, żeby pokazać, że Koalicja Europejska wygrywa, że jesteśmy za Europą".

"To na mnie mocno podziało" – podkreślił Boni. W związku z tym kiedy Paweł Zalewski, który dostał rekomendację na 4. miejsce warszawskiej listy, napisał, że jeśli to miałoby wpłynąć na decyzję Boniego o kandydowaniu, to on jest gotów na zamianę ich miejsc, Boni - jak mówił w TOK FM - podziękował i odpowiedział: "Startuj Pawle z czwartego, ja z piątego, mogę startować z każdego jeśli będzie taka wola".

Boni podkreślił, że cała sprawa to dla niego też wielka lekcja tego, jak ważne jest, gdy jest się reprezentantem ludzi, by słuchać ich głosu. - Ja tego głosu słucham przez całą swoją kadencję, ale taki mocny głos mówiący: "nieważne, bądź, pracuj dalej", przekonał mnie i stąd ta moja decyzja i gotowość żeby startować - podkreślił.

Zaznaczył, że najważniejsze jest, by "uzbierać jak najwięcej głosów z każdego miejsca i razem jako Koalicja Europejska mieć tak dużo głosów, żeby ci, którzy uzyskają, i indywidualnie, i dzięki temu, że są na pierwszych miejscach dużo głosów", stworzyli silną polską reprezentację w PE, bo jest ona - podkreślił - potrzebna i Polsce i Europie.

Reklama

Dopytywany o to, że pierwsza reakcja nie tylko zresztą jego, na proponowane miejsce na liście, wyglądała tak, jakby się niektórzy politycy obrazili, odpowiedział, że on się nie obraził. - Ja tylko powiedziałem, że mam swoje zadania do zrealizowania dalej i chcę służyć realizacji tych zadań. I oczywiście służenie jest tym większe, im więcej uzyskam głosów i być może będę w Parlamencie Europejskim - powiedział Boni.

Podkreślał, że są sprawy rozpoczęte w tej kadencji PE, które będą kontynuowane w kolejnej i zależy mu na ich dokończeniu. Zaznaczał również, że polskie media nie poświęcają wiele miejsca na informacje o pracy europosłów skupiając się przede wszystkim na arenie krajowej.

Odnosząc się swego tweeta przyznał, że "to nie było jednoznaczne". "Za tę niejednoznaczność dzisiaj przepraszam" - powiedział Boni.

Przyznaję się do błędu. Być może była nadmiernie emocjonalna reakcja, ale proszę mi też dać prawo do tego. Została skorygowana ta reakcja przez głosy obywateli. Uważam, że to jest też dobry wyraz demokracji: ja coś mówię, a obywatele mówią "uważaj, spójrz trochę na inną stronę". I spojrzałem, i jestem gotowy startować i dodawać swoje głosy do tych wszystkich głosów, które wszyscy razem w Koalicji Europejskiej musimy dodać, żeby wygrać - podkreślił.

Lider PO Grzegorz Schetyna podkreślił w piątek informując o rekomendacjach kandydatów PO na listy Koalicji Europejskiej, że sprawa okręgów mazowieckiego i warszawskiego nie jest jeszcze zamknięta, listy będą uzupełniane.