Skierowaniu przeciwko Święczkowskiemu pozwu Roman Giertych tłumaczy tym, iż "ma dość powtarzania przez prokuraturę łgarstw, że pełnomocnicy Geralda Birgfellnera przedłużają postępowanie i nie zapewnili (pomimo rzekomego obowiązku) tłumaczenia dokumentów". "Wczoraj zaatakował mnie o to Zbigniew Ziobro, a dzisiaj jeszcze ostrzej w Sejmie zaatakował mnie Bogdan Święczkowski" – napisał na Facebooku.

Reklama

Giertych poinformował, że będzie żądał od niego zapłaty 50 tys. zł na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz 7-krotnego płatnego opublikowania w "Gazecie Wyborczej", Newsweek, TVN24, Na Temat, Onet.pl, Wp. pl, Interia.pl, Radio Zet, RMF-FM przeprosin o następującej treści: "Bogdan Święczkowski przeprasza mec. Romana Giertycha za bezpodstawne naruszanie jego dobrego imienia poprzez podważanie w dniu 4 kwietnia 2019 roku w Sejmie RP jego profesjonalizmu zawodowego."

"Nie dodaję funkcji pana Święczkowskiego, bo oczywiste jest, że w chwili publikacji będzie ją pełnił ktoś inny" – dodał złośliwie. "Pan Święczkowski może przynieść pieniądze do Jurka Owsiaka w kopercie. Jak będzie kolejny raz na Nowogrodzkiej, to może się zapytać pana Kaczyńskiego, a ten z pewnością upewni go, że 50 tysięcy mieści się w kopercie. W takim przypadku prosiłbym Jurka Owsiaka o to, aby zanim wystawi pokwitowanie uważnie przeliczył gotówkę" – zakończył swój wpis.

Święczkowski o postępowaniu ws. Srebrnej: Prokuratura nie jest chłopcem na posyłki

"Prokuratura będzie nadal prowadzić czynności sprawdzające ws. spółki Srebrna po zawiadomieniu biznesmena Geralda Birgfellnera, ale jest niezależna i będzie prowadzić je tak, jak uważa. Nie jest niczyim chłopcem na posyłki" - powiedział w czwartek w Sejmie prokurator krajowy Bogdan Święczkowski.

Święczkowski odpowiadał na pytanie zadane przez posłów PO, skierowane do premiera Mateusza Morawieckiego, ws. działań podjętych przez organy państwowe w celu "wyjaśnienia afery dotyczącej spółki Srebrna".

Trwa ładowanie wpisu

Marcin Kierwiński (PO) pytał, jakie to były działania, bo on sam ani jego koledzy z klubu ich nie widzą. Mówił, że złożyli jako PO w końcu stycznia zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i po miesiącu powinni, zgodnie z prawem usłyszeć, czy prokuratura podejmie śledztwo czy nie. Przypominał, że Kaczyński od tego czasu mówił publicznie, że nie dostrzega powodów, by toczyło się postępowanie w jego sprawie. Według Kierwińskiego służby mogły odczytać te słowa jako wskazówkę, by nie podejmować działań na rzecz wyjaśnienia sprawy.

Poseł PO pytał, czy to normalne, że - jak mówił - "partia rządząca wydaje za pośrednictwem gazet polecenia prokuraturze". Dopytywał, czy każdy "Kowalski mógłby się cieszyć taką ochroną ze strony prokuratury co prezes PiS". Kierwiński przekonywał, że jak dotąd nie dzieje się nic oprócz kolejnych przesłuchań Birgfellnera i że tylko austriacki biznesmen jest w sprawie upominany i karany.

Święczkowski powiedział, że premier nie ma możliwości prawnych związanych z powadzeniem śledztwa, zatem to on odpowie na pytania posłów PO. Przekonywał, że prokuratura jest zupełnie niezależna, mimo tego, że prokurator generalny jest jednocześnie ministrem sprawiedliwości, a teza, że mamy do czynienia z aferą w przypadku Srebrnej jest nieuprawniona.

Według niego przesłuchania Birgfellnera trwają tak długo z powodu postawy biznesmena oraz jego pełnomocników. Święczkowski mówił, że do prokuratury 28 stycznia złożone zawiadomienie, a w tym samym czasie pojawiły się informacje, że następnego dnia "będzie wielki artykuł" w Gazecie Wyborczej zawierający stenogramy z tej rozmowy.

Święczkowski przekonywał, że prokuratura natychmiast zajęła się sprawą, a zajmująca się ta kwestią prokurator chciała natychmiast przystąpić do przesłuchania Birgfellnera. Według prokuratora krajowego nie mogła tego zrobić, bo biznesmen przekładał termin stawienia się w prokuraturze, a gdy już się w niej stawiał, to przerywał przesłuchanie i przekładał je. Potem - mówił Święczkowski - miało nastąpić "nieuprawnione" działanie jednego z pełnomocników, po którym prokurator prowadząca podjęła decyzję, że przesłuchanie musi być rejestrowane audiowizualnie.

Święczkowski mówił też, że potem pełnomocnicy biznesmena informowali, że zawiadamiający będzie opuszczał Polskę, podczas gdy okazane bilety lotnicze świadczyły o czymś innym. W związku z tymi utrudnieniami - przekonywał - była nakładana na biznesmena grzywna.

Prokurator Krajowy przekonywał ponadto, że w czasie przesłuchań biznesmena "dochodziło do rzeczy kuriozalnych": zawiadamiający nie załączył nagrania, które miało być głównym dowodem w sprawie i dopiero w lutym dostarczył pendrive z kopią nagrania, którego jakość była zła, nie chciał okazać jego oryginału ani udzielić informacji, przy użyciu jakiego urządzenia je pozyskał. Według Święczkowskiego, oprócz tego dostarczył on "kilkaset stron różnych dokumentów, nieprzetłumaczonych".

- Prokuratura w dalszym ciągu będzie prowadzić czynności sprawdzające w tej sprawie, do pełnego przesłuchania zawiadamiającego i nie jest chłopcem na posyłki ani dla mecenasa Romana Giertycha czy mecenasa Jacka Dubois ani dla kogokolwiek innego w Polsce. Pani prokurator jest niezależna i będzie prowadziła to postępowanie tak, jak uważa - oświadczył.

Reklama

Do tych słów odniósł się Cezary Tomczyk (PO). Pokazał zdjęcie Święczkowskiego i jego samochodu sprzed siedziby prezesa PiS w Warszawie. Jak przekonywał poseł PO, zrobiono je w lutym. - Pan jest ostatnią osobą, która może mówić o niezależnej prokuraturze - powiedział Tomczyk, zwracając się do prokuratora krajowego. Mówił, że wizyta na Nowogrodzkiej na pewno "nie była o tym, by rozmawiać o kotach", tylko dotyczyła sprawy Srebrnej.

Wyraził też swoje oburzenie, że "choć cała Polska usłyszała o aferze Srebrnej", to jedyną osobą, która jest w tej sprawie karana, jest Gerald Birgfellner. Mówił ponadto, że PO nadal nie ma informacji, co się stało ze złożonym przez nią zawiadomieniem.

Pod koniec stycznia "Gazeta Wyborcza" opublikowała zapisy i nagrania rozmowy z lipca 2018 r. m.in. Jarosława Kaczyńskiego z Birgfellnerem dotyczącej planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. Złożone pod koniec stycznia w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS dotyczy braku zapłaty za złożone austriackiemu biznesmenowi zlecenie związane z przygotowaniami do tej budowy.

W połowie lutego "Gazeta Wyborcza" podała, że Birgfellner zeznał w prokuraturze, iż Jarosław Kaczyński nakłonił go do wręczenia 50 tys. zł księdzu z rady fundacji, która jest właścicielem spółki Srebrna; chodziło o budowę drapaczy chmur w Warszawie.

Prokuratura oświadczała z kolei w lutym, że czynności podejmowane przez Birgfellnera i jego adwokatów wskazują na dążenie do nieuzasadnionego wydłużenia czynności, co prowadzi do uniemożliwienia podjęcia przez prokuratora decyzji procesowych.

Jeszcze w lutym mec. Giertych złożył wniosek o wyłączenie prokurator prowadzącej to postępowanie. Uzasadnieniem wniosku - jak przekazywał - były działania podejmowane na przesłuchaniu, które - jak pisał - "były próbą zapisania zeznań, które nie zostały wypowiedziane przez świadka" i "próbą utrwalenia w protokole tak zapisanych zeznań pomimo sprzeciwu świadka i jego pełnomocników". Ostatecznie prokuratura nie uwzględniła wniosku mec. Giertycha.

22 marca pełnomocnicy Birgfellnera skierowali do Prokuratury Regionalnej w Warszawie zażalenie na bezczynność prokuratora w sprawie.