- Wszystko opisałem w książce. Każdy może tam zajrzeć i przeczytać, jak naprawdę wygląda zarabianie w Parlamencie Europejskim – mówi Wirtualnej Polsce Marek Migalski. Chodzi o "W Parlamencie Antyeuropejskim", w której opisał system przywilejów dla polityków. Wyliczył w niej, że miesięcznie zarabiał w Brukseli ponad 50 tys. zł.

Reklama

"Poseł do Parlamentu Europejskiego zarabia 8757,70 euro miesięcznie, czyli ok. 37,649 tys. zł. Oznacza to, że w czasie pięcioletniej kadencji polityk zarobi na czysto ok. 1 mln 760 zł. Do tego dochodzi dieta za obecność w europarlamencie. Za każdy dzień - 320 euro na zakwaterowanie oraz inne koszty z tym związane. Warunek jest jeden: polityk musi podpisać listę obecności na posiedzeniu parlamentarnym" - cytuje Wp.pl.

Marek Migalski zdradził sposób, jak to zrobić. Wystarczy pojechać do Brukseli w poniedziałek i przed 22:00 podpisać się na liście, później każdego dnia składać podpis, ostatni w piątek rano. Wtedy już można wracać do Polski z dietą za pięć dni pracy, choć faktycznie były trzy.

Diety są wypłacane m.in. na to, by pokryć koszty wynajmu mieszkania. Migalski zdradza, że ci najbardziej oszczędni wynajmują jedno mieszkanie w kilka osób.

Reklama

Zresztą, jak przekonuje politolog, nie trzeba nawet lecieć do Brukseli. Wystarczy pójść na posiedzenie sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. "Jednorazowo na konto wpływa z tego tytułu ok. 1375 zł" - pisze portal.

Zdaniem Migalskiego, środki na zatrudnienie asystentów też dają duże możliwości. Posłowie do PE mogą wydać na ten cel 24,943 tys. euro miesięcznie - przypomina politolog zauważając jednocześnie, że politycy zatrudniają pracowników swoich partii.

Na koniec kadencji europosłowie otrzymują odprawę (miesięczną pensję za każdy rok sprawowania mandatu), a po skończeniu 63 lat - unijną emeryturę w wysokości ok. 6,5 tys. zł.

Reklama