Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że publikacja składa się z szeregu nieścisłości i przekłamań. Jednym z nich ma być m.in. okres, w którym prokuratura wydała policji dyspozycję przesłuchań aktywistów PO. Według "GW" stało się to w sierpniu, zdaniem prokuratury - miesiąc wcześniej. Nie było to więc - jak przekonuje - działanie na polityczne zamówienie, bo wtedy nikt nie mógł przewidywać przedterminowych wyborów.
"Policjanci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że takie polecenie dostali z prokuratury w sierpniu" - twierdził mimo wszystko na antenie TVN24 Piotr Stasiński z "GW".
"To normalna procedura, w której podczas śledztwa prokuratura zleca policji działania, np. przesłuchanie osób. Nieważna jest skala takich działań, trzeba je wykonać" - mówi zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking, pytany o przesłuchiwanie współpracowników PO. "Gazeta Wyborcza" napisała, że policja na zlecenie prokuratury prowadzi wielką kampanię przesłuchań młodych ludzi związanych z Platformą Obywatelską. Według dziennika w czterech pokojach w warszawskiej komendzie przy ul. Wilczej codziennie przepytuje się po kilka, kilkanaście osób.
Prokuratura okręgowa nakazała, by w trybie pilnym ściągnąć na komisariat 217 osób. Chodzi o ludzi z całej Polski, jednak głównie z Warszawy. "Dostaliśmy listę ludzi i pytań. I termin: do końca września. Więc pytamy, protokoły odsyłamy prokuraturze" - opowiadał "GW" mundurowy.
Według działaczy PO ludzie z nią związani są wzywani na przesłuchania o godzinie szóstej lub siódmej rano. Członkowie Platformy uważają, że to forma zastraszania. "GW" zastanawiała się w artykule, czy akcja może mieć związek z wcześniejszymi doniesieniami "Newsweeka". Według tygodnika najbliżsi współpracownicy liderów PO - Marcin Rosół i Piotr Wawrzynowicz - mieli wyprowadzić z kasy partii kilkadziesiąt tysięcy złotych.