Jeszcze przed opublikowaniem wyników sondaży Roman Giertych mówił: "Zobaczymy, jakie wyniki będą dopiero po przeliczeniu, ale chciałem zapowiedzieć, że jeżeli LPR nie przekroczy progu wyborczego, podam się do dymisji z funkcji prezesa partii". Będzie musiał dotrzymać słowa, bo Liga - według szacunków - dostała zaledwie 1,6 procent głosów.

Reklama

To jest kompletna przegrana partii Giertycha. LPR nie przekroczyła 5-procentowego progu, by znaleźć się w parlamencie. Mało tego - partia Giertycha dostała tak małe poparcie, że nie może nawet pomarzyć o zastrzyku finansowym z budżetu państwa. Bo na zwrot kosztów kampanii mogą liczyć tylko te partie, których wynik przekroczy 3 procent.

Szef LPR, który zniknął wieczorem z pola widzenia, potem odnalazł się w wieczorze wyborczym TVP. A tam zarzekał się, że LPR jeszcze wróci do Sejmu. Jednak dużo łatwiej było mu mówić o przeszłości niż o przyszłości: "W okresie, kiedy byłem ministrem edukacji, udało mi się pewien drobny fragment polskiej rzeczywistości zmienić i dało mi to olbrzymią satysfakcję".

Smutek i rozczarowanie również w Samoobronie. Partia, która jeszcze kilka miesięcy temu współrządziła Polską, teraz nawet nie wejdzie do Sejmu. Ugrupowanie Leppera dostało jeszcze mniej głosów od LPR. Według szacunków, Samoobronę poparło 1,4 procent wyborców. Polakom nie przypadł do gustu koktajl złożony z Zygmunta Wrzodaka, Leszka Millera, Piotra Ikonowicza i Andrzeja Leppera.

Reklama

Na ogłoszenie tych druzgocących wyników nie czekał szef partii Andrzej Lepper. Wyszedł ze sztabu wyborczego, nawet nie przemawiając do swoich wyborców. Zresztą to, co Samoobrona urządziła w hotelu Gromada, trudno nazwać sztabem. Było pusto, jakby działacze partii Leppera już wcześniej przeczuli, że nie będzie czego świętować.

Po sali kręcili się nieliczni parlamentarzyści, o których będzie można już niedługo powiedzieć: "byli parlamentarzyści". A wśród nich Genowefa Wiśniowska, Sandra Lewandowska, Krzysztof Filipek i były minister budownictwa Andrzej Aumiller.

Pod nieobecność Leppera to właśnie im przyszło się tłumaczyć ze sromotnej porażki. "Kadencje mają to do siebie, że się kończą. Na pewno wrócimy" - obiecał Filipek. Wiśniowska podsumowała przegraną krótko: "Dla nas jest to na pewno smutne, a teraz, cóż, do pracy ponownie".

Andrzej Aumiller - pytany przez dziennikarzy, "czy wróci na salony, czy znowu będzie musiał wychodzić na ulice" - obruszył się. "Ulica to nie miejsce dla mnie, mam już swoje lata. Jeżeli wynik będzie negatywny, wracam do siebie" - zapewniał Aumiller. Jednak nie sprecyzował, co oznacza sformułowanie "do siebie". Być może myślał o Unii Pracy, z której odszedł, by przyłączyć się do ekipy Leppera.