Co więcej, rząd PO-PSL ma już realne osiągnięcia. Po pierwsze, zmieniła się atmosfera rządzenia. W ciągu dwóch minionych lat zbyt często wojowaliśmy o wszystko, także o zupełnie nieważne sprawy. To było bez sensu. Dziś w końcu budowanie jest możliwe. Po drugie, zmienił się sposób prowadzenia polityki zagranicznej.

Reklama

Mamy już pierwsze efekty: lepszą atmosferę w stosunkach z Niemcami czy Rosją, większą stanowczość w relacjach z USA oraz głębokie zaangażowanie się Polski w politykę wewnętrzną UE. Dzięki temu nasz kraj jest lepiej postrzegany przez partnerów zagranicznych. Po trzecie dokonano zmian w budżecie.

Obniżono deficyt - skierowano na ten cel środki, które wcześniej szły na niepotrzebne wydatki. Zwiększono też wydatki na inwestycje, które w 2008 roku będą bardzo ważne dla rozwoju kraju. W efekcie będziemy mogli utrzymać tempo wzrostu gospodarczego powyżej 5 proc. PKB.

Trzy wymienione wyżej dokonania, zrealizowane w tak krótkim jednak czasie, można uznać za sukces. Gabinet Donalda Tuska powinien przygotować w pierwszych miesiącach tego roku reformy, które zmienią Polskę.

Reklama

Premier musi pamiętać, że wszystkie najważniejsze i najtrudniejsze decyzje podejmuje się w pierwszym roku sprawowania władzy. W tym roku muszą więc zapaść trudne decyzje i rozpocząć się najważniejsze reformy.

Krytykom rządu chciałbym przypomnieć, że polityczny kalendarz jest w Polsce tak ustawiony, że władza rozpoczynająca rządzenie pierwsze tygodnie musi poświęcić na poprawę projektu budżetu przygotowanego przez poprzedników.

Rządowi Tuska trzeba więc dać czas i szansę na działanie. Warto by rozumieli to nie tylko publicyści czy eksperci, którzy wiedzą, że zmiany wprowadza się przez dobrą legislację i przez najważniejszą ustawę w państwie, czyli budżet. Powinni to także zrozumieć przedstawiciele środowisk pracowniczych, przede wszystkim związki zawodowe.

Reklama

Gdy bowiem budżet państwa jest uchwalony, nie można dokonać radykalnych zmian finansowych w żadnej branży. Jeśli więc konkretna grupa zawodowa chce walczyć o swoje, to musi mieć na uwadze, że przygotowanie takich zmian będzie możliwe dopiero przy przygotowaniu budżetu na rok następny. Czyli zgłaszane dziś postulaty, które mają wpłynąć na rozwój Polski i sprawić, by Polakom żyło się lepiej, mogą być przygotowane w pierwszym półroczu 2008 roku, ale będą mogły wejść w życie dopiero w roku następnym.

Bezdyskusyjny jest fakt, że w Polsce trzeba dokonać daleko idących zmian w służbie zdrowia, która jest w tragicznej sytuacji nie od dwóch i nie od dziesięciu lat, tylko od bardzo dawna. Zawsze była źle zorganizowana, a kolejne rządy przygotowywały coraz to nowe reformy. Brak stabilizacji i brak jasno wytyczonego celu sprawiły, że ani pracownicy służby zdrowia, ani pacjenci nie czują się bezpiecznie.

Jednak pojawiające się dziś postulaty odwoływania ministrów, choćby minister zdrowia Ewy Kopacz, zakrawają na żart. Gdy pojawiają się tuż przed tym, jak minister ma przedstawić pakiet ustaw reformujących służbę zdrowia, interpretuje się je jako niepotrzebny szantaż. To na pewno nie pomaga w pracy. Warto dać czas minister zdrowia i potem oceniać ją za tempo pracy oraz jakość projektów.

Za pierwsze oceny rządu weźmy się dopiero po upływie 100 dni od jego powołania. Czyli na przełomie lutego i marca. Wówczas będziemy już wiedzieli, jakie projekty ustaw są na poziomie rządowym czy sejmowym gotowe do tego, by można je uchwalić w ciągu trzech, czterech miesięcy i by mogły wejść w życie od następnego roku. To dotyczy przede wszystkim naprawy finansów publicznych, ustaw gospodarczych ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej, ustaw reformujących służbę zdrowia. Liczę na wysyp projektów w lutym i marcu.

Wtedy też możemy oceniać dokonania poszczególnych ministrów. Wówczas też będzie czas na pierwsze dymisje. Najtrudniejsze zadanie stoi przed ministrami zdrowia i finansów. Muszą oni przeprowadzić bardzo ciężkie reformy. Niełatwe czasy także przed ministrami gospodarki i skarbu, którzy muszą wspólnie dokonać zmian w gospodarce i przyspieszyć prywatyzację.

W Polsce niezbędna jest umowa społeczna, jaką zawarto na początku reform w Irlandii. Powinny przystąpić do niej wszystkie strony, czyli pracownicy, pracodawcy oraz rządzący krajem i samorządami. Te strony powinny uzgodnić podstawowe cele, szczególnie długoterminowe - przynajmniej na cztery lata, a najlepiej na jeszcze dłużej. W Irlandii taka umowa przyniosła kapitalne efekty. Ten kraj dokonał skoku cywilizacyjnego i gospodarczego. Podążajmy za tym przykładem.