Co były szef ABW wie o "cudzie nad Wisłą", w którym Polacy pobili bolszewików?

"To było w 1920 roku. Mój dziadek tam walczył, więc znam to z opowieści rodzinnych, choć w domu mówiło się więcej o wzięciu Kijowa niż o samym starciu pod Warszawą" - mówi Święczkowski. 87. rocznica powinna wbić się w pamięć Święczkowskiego z jeszcze jednego powodu. Z tej okazji szef ABW dostał niemałą nagrodę - pisze DZIENNIK.

Reklama

Wniosek o uznaniową premię dla Święczkowskiego napisał jego zastępca Marek Wachnik. Pismo do premiera Jarosława Kaczyńskiego zostało przygotowane 30 sierpnia, a więc dwa tygodnie po rocznicy starcia z Sowietami. Dokument jest lakoniczny. Wachnik prosi o 18 tysięcy brutto nagrody dla swego szefa "z okazji 87. rocznicy Bitwy Warszawskiej". Innego uzasadnienia nie ma. Szef rządu na spóźniony wniosek "z okazji cudu na Wisłą" zareagował bez zbędnej zwłoki. Na dokumencie napisał krótko: "zgoda" i podpisał się z imienia i nazwiska. 3 września dyrektor sekretariatu premiera odpisał Wachnikowi, że Kaczyński zgadza się dać dodatkowe pieniądze Święczkowskiemu.

Były szef ABW nie widzi tu nic nadzwyczajnego, bo nagrody w Agencji były przyznawane pięć razy w roku. Też z okazji sławnych bitew?

"Nie" - zapewnia. Nagrody dzielono z okazji: 6 kwietnia, czyli w dniu święta ABW, 3 Maja, 15 sierpnia, 11 listopada i na Boże Narodzenie. Były szef ABW nie sądzi, że 18 tysięcy za "Cud nad Wisłą" to bardzo dużo pieniędzy.

"Mniej więcej pensja brutto szefa ABW" - mówi. "Nie widziałem samego dokumentu, ale miło, że jeden z moich zastępców dobrze ocenił moją pracę, a szef rządu się z tą oceną zgodził".

Święczkowski przyznaje, że w sumie wziął trzy, może najwyżej cztery nagrody. Przy czym pamięta, że ta z okazji Cudu była najwyższa.

Reklama

"Gratyfikacje dostawali wszyscy. Nie tylko ja, ale i zastępcy, szefowie delegatur, a przede wszystkim funkcjonariusze w terenie. Przypuszam, że podobne nagrody były dzielone w innych służbach" -przekonuje Święczkowski.

Twierdzi, że starał się różnicować wysokość wypłat, ale przyznaje jednocześnie, że nie były to nagrody za jakieś szczególne osiągnięcia, ale ogólnie za pracę: "Skoro były na to środki, to dlaczego ich nie rozdysponować" - wytłumaczył nam. Skąd pochodziły pieniądze? Święczkowski nie chce zdradzać szczegółów, ale z naszych informacji wynika, że w Agencji funkcjonował szczególny mechanizm. Polegał na tym, że budżet na wynagrodzenia był przewidziany na konkretną liczbę etatów. Tyle, że w ABW były poważne braki kadrowe, liczone w setkach osób. Zostawała więc wolna gotówka, która częściowo była przeznaczana na nagrody.

A sama Bitwa Warszawska? Czy Święczkowski wie, o co w niej chodziło, skoro dostał za nią nagrodę?

"To był doskonały manewr oskrzydlający. Polskie wojska wbiły się nad Narwią między armię Tuchaczewskiego a armię konną Budionnego" - przypomina sobie.

Prawie się zgadza. Tyko nie nad Narwią, a nad Wieprzem - przypomina DZIENNIK.