Od lat światowe media nie śledziły żadnego wydarzenia w naszym kraju w takim stopniu, jak obchody 65. rocznicy powstania w warszawskim getcie i wizytę prezydenta Izraela Szymona Peresa. Od chińskiej agencji Xinhua po arabską telewizję Al-Jazeera, od hiszpańskiego dziennika El Pais po australijską sieć telewizyjną ABC - wszędzie wspomniano o bohaterskich czynach walczących o honor polskich Żydów. Ale także wyjątkowych starań, jakie podjęły władze w Warszawie dla wyjaśnienia trudnej historii relacji polsko-żydowskich i zawiązania strategicznego sojuszu z Izraelem.

Reklama

"Le Figaro", najważniejszy konserwatywny dziennik Francji, mówi wprost: wspólny hołd oddany ofiarom warszawskiego getta uwydatnił spektakularne zbliżenie dyplomatyczne między oboma krajami. "Od końca komunizmu stosunki polsko-izraelskie zostały wznowione. Ale wraz z nadejściem obecnego rządu stosunki te przybrały strategiczny wymiar i stały się niezwykle intensywne" - pisze specjalna wysłanniczka gazety. Podkreśla, że w czasie niedawnej wizyty w Izraelu premier Tusk apelował o rozwój wymiany kulturalnej tak, aby Polska nie kojarzyła się w tylko z "cmentarzem narodu żydowskiego", i obiecał zająć się restytucją żydowskiego mienia. "Izraelczycy są w takim samym stopniu zainteresowani tym zbliżeniem. Proatlantyckość Warszawy, jej bliskość z Waszyngtonem powodują, że jest to kluczowy partner w ramach UE" - pisze francuski dziennik.

"Haaretz", najbardziej wpływowa gazeta Izraela, uważa, że Peres przywiózł do Polski przesłanie, na które Polacy czekali od lat. Co prawda nie mówił o wybaczeniu lub zapomnieniu udziału, jaki mogli mieć Polacy w przeprowadzonym przez hitlerowców Holocauście Żydów. Jednak w obozie zagłady w Treblince, zwracając się do polskich gospodarzy, przyznał: "Stoję tu dziś z ciężkim sercem, ale nie z powodu was tylko z powodu tego, co się tu wydarzyło". Zaś dzień później w przemówieniu przed pomnikiem Bohaterów Getta transmitowanym na cały świat zwrócił się do Lecha Kaczyńskiego: "Panie prezydencie, wiem, że Polska weszła na nową drogę i jest to nowa Polska".

To zachęciło wczoraj Lecha Kaczyńskiego do wypowiedzenia słów, na które z kolei czekało wielu Izraelczyków: że Żydzi byli integralną częścią polskiego społeczeństwa, a Polacy nie pozostają bez winy w tragicznych czasach Holocaustu. "Zdarzały się akty, które bym określił jako akty kryminalne i przestępcze. Ja tego nie neguję. Natomiast żadne władze Rzeczypospolitej nie prowadziły wobec naszych żydowskich współobywateli, a także osób narodowości żydowskiej, które nie były obywatelami Polski, jakichkolwiek działań, które miałyby prowadzić do utraty ich życia" - mówił prezydent po spotkaniu z Peresem. Kaczyński dodał: "W Polsce był antysemityzm, ale nie taki, który miał cokolwiek wspólnego z ludobójstwem".

Reklama

"Haaretz" nie ma wątpliwości: jesteśmy świadkami pierwszej ceremonii nowej epoki, w której Polska jest gotowa stawić czoła swojej historii. A prezydent Peres przyznał wczoraj: "Wierzę, że Polska i Izrael są sobie bliskie politycznie". I wyraził wdzięczność za sposób, w jaki nasz kraj uczcił pamięć żydowskich bohaterów. "Bardzo dziękuję za udział narodu polskiego w smutku narodu żydowskiego" - powiedział 83-letni polityk, który dzieciństwo spędził w naszym kraju.

p

Cezary Michalski, publicysta DZIENNIKA: Prawica polska wyciąga reke do Żydów

Reklama

Czemu przeprosiny Kwaśniewskiego za Jedwabne nie spowodowały wielkiego przełomu w stosunkach polsko-żydowskich? Bo mogła go dokonać tylko polska prawica. Donald Tusk i Lech Kaczyński mają wszelkie uprawnienia, żeby rozmawiać z Żydami w imieniu całego polskiego społeczeństwa, w tym jego konserwatywnej, najbardziej nieufnej części

Niedawna wizyta Donalda Tuska w Izraelu i obecne wystąpienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas wizyty Szymona Peresa w Polsce - to realny przełom w stosunkach polsko-żydowskich. Nieprzypadkowo dokonuje się on właśnie od strony przeszłości, bo przeszłość obciążała nasze stosunki bardziej niż teraźniejszość.

W wymiarze bieżącej polityki Polska już od dawna była przez Żydów nazywana jednym z najlepszych sojuszników Izraela w Unii Europejskiej. Bo i rzeczywiście nim byliśmy. Kiedy zachodnioeuropejska lewica, a w ślad za nią niektórzy ważni politycy "starej Europy" - zaczęli przedstawiać państwo Izrael jako bez mała główne zagrożenie dla pokoju na Bliskim Wschodzie, wszystkie Polskie rządy po roku 1989 - bez względu na ich polityczne zabarwienie - przestrzegały podstawowej zasady wspólnej atlantyckiej polityki Zachodu: Izrael jest jedyną na Bliskim Wschodzie liberalną demokracją. I już choćby dlatego należy mu się nasze wsparcie. Polska nie była też po roku 1989 krajem antysemickim, antysemickie prowokacje i wystąpienie, obojętnie jak nagłaśniane, były marginesem.

Ale pozostawała przeszłość, "rachunki krzywd" przedstawiane czasami ze szczerym pragnieniem ich załatwienia, a czasami jedynie po to, żeby prowokować. Właściwie żadna strona ani żydowska, ani polska, nie była na tyle odważna, nie miała dobrego pomysłu, aby od wzajemnych podejrzeń przejść do realnego dialogu. Aby odrzucić strach. Także w mierzeniu się z własną przeszłością. Wystąpienia niektórych polskich historyków przyznających, że dla Jedwabnego czy pogromu w Kielcach nie ma żadnego usprawiedliwienia, albo próby niektórych młodych polskich Żydów, aby rozliczyć się z garbem żydokomuny - wszystko to pozostawało wyjątkiem.

Ale ten okres właśnie na naszych oczach się kończy - mam przynajmniej taką nadzieję - najpierw była odważna deklaracja Tuska, że obywatele II RP pochodzenia żydowskiego będą traktowani przez polski rząd, tak jak byli traktowani przez polskie władze przed rokiem 1939 - jako pełnoprawni obywatele Rzeczypospolitej. Czyli będą uczestniczyć w procesie reprywatyzacji, częściowego choćby naprawienia krzywd w kraju, "gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje". Teraz mamy deklarację Lecha Kaczyńskiego - że "Żydzi byli integralną częścią polskiego społeczeństwa, a Polacy nie pozostają bez winy w tragicznych czasach Holokaustu". To nie jest wyraz politycznego sprytu, to po prostu prawda, choć jednocześnie jedna z tych prawd, której powtarzanie ma także ogromny wymiar polityczny.

Dlaczego bowiem to jest prawdziwy przełom, większy niż przeprosiny Kwaśniewskiego za Jedwabne, czy inne przykłady bicia się postkomunistów w nieswoje piersi - otóż dlatego że tym razem to polska prawica wyciąga rękę do Żydów, i to w momencie, kiedy oba jej ugrupowania są u władzy i reprezentują trzy czwarte polskiego społeczeństwa. Przeprosiny ze strony postkomunistów nigdy nie miały takiego znaczenia, i to nie na nie Żydzi czekali. Politycy, którzy mieli na plecach winy PZPR, którzy robili kariery w partii i państwie, niejednokrotnie zajmując miejsca oczyszczone dla nich w czasie antysemickiej kampanii z Marca ’68, mieli powody, żeby przepraszać w swoim imieniu, ale jeszcze nie w imieniu Polaków.

Donald Tusk i Lech Kaczyński mają wszelkie uprawnienia, żeby rozmawiać z Żydami w imieniu całego polskiego społeczeństwa, także jego najbardziej konserwatywnej, najbardziej nieufnej części. To co oni powiedzą, to co oni w stosunkach polsko-żydowskich naprawią, może być już kontestowane jedynie przez oszołomów. Amerykanie i amerykańcy Żydzi mogą dziś na wszystkich telewizyjnych i prasowych portalach przeczytać, jak to "izraelskie i polskie flagi łopotały w popołudniowym wietrze, kiedy Michael Szudrich czytał pod pomnikiem bohaterów getta kadysz za zmarłych". Ten emocjonalny obraz robi tutaj ogromne wrażenie. Bo kojarzy ze sobą Polaków i Żydów w zupełnie nowy sposób. Najlepszy z możliwych.