Głębsze spojrzenie w przeszłość pokazuje też, że generał chwytał się każdej, najdrobniejszej sposobności, by móc sparaliżować lub przeciągnąć oba swe procesy.
W przypadku generała Jaruzelskiego młyny sprawiedliwości mielą wyjątkowo powoli a i też kompletnie bezskutecznie. On sam kreuje się na ofiarę bezdusznego wymiaru sprawiedliwości: "Od 15 lat jestem - stary, schorowany człowiek - nieustannie ciągany po sądach i komisjach" - mówił to dwa lata temu w wywiadzie dla rosyjskiej gazety "Izwiestia". Generał jednak się myli, lub kłamie: pierwszy raz jako oskarżony pojawił się w sądzie wolnej Polski w 1996 r. Była to rozprawa przeciwko osobom oskarżonym o spowodowanie masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. Generał pojawił się raz i zniknął, bo udało mu się przekonać sąd, że jako osoba chora na nerki, kręgosłup i oczy nie może jeździć na rozprawy aż do Gdańska. Sąd to uznał i przeniósł rozprawę do Warszawy. Dla generała był to spory zysk czasu - miał pięć lat spokoju. Do 2001 r.
Jeśli ktoś myśli, że Wojciech Jaruzelski większość czasu po 1989 r. spędził w sądach i prokuraturach, jest w błędzie. Generał przez ten czas brylował, odbierał odznaczenia (najczęściej w Rosji), jeździł na międzynarodowe spotkania, udzielał dziesiątków wywiadów. Pisał książki. W promocji francuskiego tłumaczenia jednej z nich pomagał mu Adam Michnik. Czołówka polityków polskiej lewicy fetowała generała najuroczyściej. Z okazji 80. urodzin Aleksander Kwaśniewski wyprawił mu uroczysty obiad w Pałacu Prezydenckim.
Politycy podejmowali też praktyczne działania. Na przykład w 1996 r., po pięciu latach rozpatrywania, Sejm umorzył wniosek o postawienie autora stanu wojennego przed Trybunałem Stanu. Z tego faktu generał i jego adwokaci będą korzystać potem kilkakrotnie, gdy będą przekonywali sędziów, że ci nie mają prawa osądzać byłego szefa MON za masakrę grudniową. Według ich argumentacji, obalonej potem przez Trybunał Konstytucyjny, byłego ministra mógł sądzić tylko… Trybunał Stanu.
W takiej atmosferze sędziowie rozpatrywali wszystkie wnioski obrony. I nie wykazywali się odwagą. Dlatego proces grudniowy był odraczany wielokrotnie. Wystarczała do tego nieobecność jednego tylko z podsądnych. Obserwatorzy procesu nie mieli wątpliwości, że byli peerelowscy dygnitarze prowadzili w ten sposób ukartowaną grę. Z drobnych proceduralnych powodów proces trzeba było wznawiać dwukrotnie.
Taktyka z procesu grudniowego okazuje się być też skuteczna w drugiej sprawie generała. Także tu on i jego obrońcy zasypali sąd wnioskami. Najczęściej absurdalnymi i niemożliwymi do zrealizowania. Mimo to skutecznymi.
p
Obrońcy Jaruzelskiego
Władysław Frasyniuk, 31 marca 2006
Z tymi zarzutami to przesada. Wtedy mieliśmy komunizm i wszyscy, którzy wówczas żyli, wiedzą o czym mówię. Jaruzelski nie musiał nikogo do niczego podżegać(...).
Zbigniew Bujak, 31 marca 2006
Może jestem przewrażliwiony, bo lata, kiedy sam byłem ścigany, zrobiły swoje, ale mam głębokie, wewnętrzne obrzydzenie do kontynuowania tego typu procesów.
Bronisław Łagowski, filozof, 30 czerwca 2007
Stawianie przed sądem szefa państwa, który tego państwa wcale nie doprowadził do klęski, będzie wydarzeniem traumatycznym dla całego narodu.
Adam Michnik, 10 września 1992
Czytając dzisiejszych krytyków gen. Jaruzelskiego, którzy ochoczo i bez ryzyka oddają się zbożnemu dziełu lustracji czy dekomunizacji, podziwiam ich dobre samopoczucie. Ale nie zazdroszczę.
Stefan Bratkowski, 3 listopada 1992
Zadanie, które nań spadło, wykonał z minimalnym przelewem krwi, a wiemy, że nie brakowało takich, co by nas rżnęli. I musimy go szanować za pokojowe przekazanie władzy w roku 1989.