Lech Wałęsa, wchodząc na salę sądową, podał rękę Wojciechowi Jaruzelskiemu. "Jak kapral generałowi" - powiedział były przywódca "Solidarności".

Reklama

Sąd ustala, kto jest odpowiedzialny za śmierć 44 osób, zabitych w czasie brutalnej pacyfikacji robotniczych demonstracji na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Jeśli uzna Wojciecha Jaruzelskiego i pozostałych oskarżonych winnymi "sprawstwa kierowniczego" tego zabójstwa, będzie grozić im dożywotnie więzienie.

"Wiele działań wojska i milicji to obrona konieczna lub stan wyższej konieczności" - tłumaczył się wielokrotnie generał Jaruzelski.

"Komendant prosił mnie o pomoc"

Lech Wałęsa wspominał przed sądem, że na prośbę milicji próbował uspokoić wzburzony tłum. "Udało mi się wejść do komendy, by negocjować zwolnienie aresztowanych stoczniowców i nieatakowanie manifestantów" - relacjonował przed sądem Lech Wałęsa. "Komendant obiecał to i prosił mnie, bym zapanował nad tłumem" - mówił były prezydent i dodał, że choć udało mu się uciszyć tłum, milicja zaatakowała manifestantów, a komendę obrzucono kamieniami.

"Koledzy myśleli, że zostałem zabity przez milicję" - powiedział Wałęsa.

Były prezydent zapewniał też, że stoczniowcy nie rozbijali sklepów w czasie manifestacji. "Podczas takich wydarzeń zawsze jakieś grupy korzystają z okazji. Prowokatorzy, złodziejaszkowie" - mówił. "Gdy usłyszałem strzały, myślałem, że to <ślepaki>" - opowiadał Wałęsa.

Reklama

Zeznaniom byłego prezydenta bez słowa przysłuchiwał się generał Wojciech Jaruzelski. Na koniec nie miał do Lecha Wałęsy żadnych pytań.

44 osoby zginęły, ponad 1160 rannych

Oprócz generała Wojciecha Jaruzelskiego, który w 1970 roku był ministrem obrony narodowej, na ławie oskarżonych zasiada również ówczesny wicepremier PRL Stanisław Kociołek, wiceszef MON generał Tadeusz Tuczapski i trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty robotnicze. Żaden z nich nie przyznaje się do winy.

12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen żywności. Na Wybrzeżu wybuchły protesty robotnicze. Do ich tłumienia użyto wojska. W Gdańsku, Gdyni i Szczecinie padły strzały. Zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.