Pytany o swoją wypowiedż dotyczącą angielskiego sędziego Howarda Webba, który w meczu Polska-Austria podyktował rzut karny, stwierdził, że "komentatorzy trochę przesadzili" z tą sprawą. "Ale to fakt, że żaden polityk, szczególnie na tak wysokim stanowisku, nie powinien sobie pozwalać na tak mocne słowa, na jakie sobie wówczas pozwoliłem" - tłumaczył.
Premier przypomniał, że wszyscy wówczas "mieliśmy zaciśnięte zęby i pięści", ale "na całe szczęście Polacy szybko studzą emocje". Wyjawił, że "męska część Rady Europy ze zrozumieniem potraktowała" jego słowa. Jak mówił - większość z nich to także zapaleni kibice, również kanclerz Angela Merkel.
Kaczyńskiego się nie boję
Premier nie chciał powiedzieć, czy będzie startował w wyborach prezydenckich, ale nie wykluczył, że tak się stanie. Stwierdził, że to nie od niego zależy, lecz od środowisk, które będą chciały go w tym wesprzeć. Nie uważa, by fakt, że w przyszłości może konkurować w walce o fotel prezydencki z Lechem Kaczyńskim miał jakiś wpływ na jego styl rządzenia. Odrzucił zarzut, stawiany także przez zagraniczną prasę, że zamiast rządzić prowadzi kampanię prezydencką, boi się podejmowania trudnych decyzji, nie chcąc stracic poparcia społecznego.
"Nie jest problemem to, co będzie za dwa lata. Problemem jest to co jest dziś i co będzie jutro. Spętać, a właściwie sparaliżować działanie rządu może prezydent, który jak żaden inny, angażuje się we wspieranie opozycji, jest patronem opozycji, być może ze względu na związki rodzinne" - tłumaczył premier.
Tanie państwo to nie propaganda
Tusk stwierdził też, że nie uprawia propagandy pod hasłem "tanie państwo", bo wydatki na działalność administracji ogranicza nie dla poklasku wyborców, ale ze względu na faktyczny przerost wydatków. "Z całą pewnością to, co działo się jeszcze kilka lat temu, jeśli chodzi o wydawanie publicznych pieniędzy na przywileje władzy było nie do zaakceptowania. Ale mnie jest wstyd podkreślać, że ja wydaję mniej" - powiedział premier.
Pytany, czy ma "kompleks Machu Picchu" Tusk odpowiedział, że nie żałuje swojego wyjazdu do Peru. "Nie jestem w stanie wpław pokonać Atlantyku, żeby za darmo dostać się do Ameryki Południowej. Wybór był jeden - lecieć, albo nie lecieć. Sądzę, że nasza nieobecność na szczycie Unia Europejska-Ameryka Południowa byłaby odebrana źle. Żałuję tylko, że nie potrafiliśmy odpowiednio wytłumaczyć społeczeństwu wagi tego wyjazdu" - powiedział.
Czy prawdziwa jest informacja "Wprost", że do rządu wejdą wkrótce młode seksowne kobiety, które - wzorem Hiszpanii czy Francji - mają poprawić jego wizerunek? "Jeśli istnieje coś takiego jak seksizm, to to właśnie jest jego klasyczny przykład. Ten artykuł jest zupełnie niezgodny z faktami i przede wszystkim obraźliwy dla kobiet" - oburzył się Tusk. "Zapewniam, że dobieram swoich współpracowników wyłącznie pod kątem ich merytorycznych zdolności. Mogę popełnić błąd, ale z całą pewnością nie będzie to casting. Ani w odniesieniu do kobiet, ani w odniesieniu do mężczyzn" - stwierdził.