PAP: Czym zajmuje się szef Służby Zagranicznej? To nowe stanowisko.

Arkady Rzegocki: Jako szef Służby Zagranicznej jestem odpowiedzialny za koordynowanie i zarządzanie zasobami ludzkimi w Służbie Zagranicznej oraz upowszechnianie informacji dotyczących polskiej dyplomacji. Ale jestem także szefem Akademii Dyplomatycznej, zajmującej się szkoleniem kadr, a także współpracą z innymi akademiami dyplomatycznymi. Ponadto zajmuję się promocją dyplomacji wśród polskich obywateli oraz poza granicami naszego kraju.

Reklama

Nie miał Pan wątpliwości, kiedy zaproponowano Panu objęcie tego stanowiska? Był Pan wcześniej ambasadorem.

Moje doświadczenie z Londynu, gdzie miałem zaszczyt pełnić funkcję ambasadora, bardzo mi się przydaje w pełnieniu obecnej roli. Jest to szczególnie ważne, ponieważ zupełnie inaczej wygląda służba zagraniczna tutaj, w centrali, a inaczej na placówkach. Dzięki temu staram się spoglądać na różne sytuacje z szerszej perspektywy. Niemniej, każda placówka ma swoją specyfikę, związaną oczywiście z krajem, w którym się znajduje.

Reklama

16 listopada obchodzimy w Polsce Dzień Służby Zagranicznej. Dlaczego właśnie ta data?

Tego dnia wspominamy o pierwszym telegramie wysłanym przez Józefa Piłsudskiego do przywódców światowych, informującym o odrodzeniu państwa polskiego. To było 16 listopada 1918 roku, dlatego właśnie ta data jest świętem służby zagranicznej. Jest to szczególnie ważne święto, ponieważ często na co dzień o dyplomacji się nie pamięta, bo najczęściej działa ona w cieniu – jednak to właśnie wtedy jest najskuteczniejsza, kiedy działa w sposób niewidoczny. Warto więc chociaż 16 listopada pomyśleć ciepło o pracownikach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, o dyplomatach, o konsulach, ale także o pracownikach administracji, dzięki którym Polska jest tak aktywna na arenie międzynarodowej, dzięki którym obywatele otrzymują pomoc za granicą.

O tej pomocy dość często chyba zapominamy w kontekście słowa "dyplomacja".

Reklama

Tak. Najczęściej przypominamy sobie o tym, że polskie placówki działają poza granicami kraju, dopiero wtedy, gdy nasi rodacy maja bardzo poważne problemy. Mieliśmy w ostatnich czasach wiele bardzo kryzysowych sytuacji, chociażby ewakuacja polskich obywateli z Afganistanu, ale także samych Afgańczyków, którzy współpracowali z polską misją w tym kraju. Mieliśmy niesamowitą akcję w Dover, kiedy zablokowana została granica między Wielką Brytanią a Francją i polscy żołnierze pojawili się na angielskiej ziemi, żeby wesprzeć Brytyjczyków i pomóc naszym kierowcom. Zresztą nie tylko naszym - wszystkim kierowcom, ale spory procent z nich to byli Polacy. Mamy więc dużo tego typu spektakularnych akcji, ale pamiętajmy, że ta służba to ciężka, żmudna, codzienna praca.

Data święta wiąże się z depeszą Piłsudskiego, ale przecież nie wtedy narodziła się polska dyplomacja.

Oczywiście. Polska dyplomacja należy do najstarszych na świecie i warto o tym pamiętać. W przyszłym roku będziemy wspominać o rocznicy 500-lecia pierwszego polskiego poselstwa do Wielkiej Brytanii. W 2019 roku świętowaliśmy razem z Litwinami i Brytyjczykami 250-lecie stałej obecności dyplomatycznej w Londynie. Te wielowiekowe związki historyczne bardzo często przydają się na co dzień. Pomagają nam w prowadzeniu codziennej dyplomacji, nastawionej oczywiście przede wszystkim na teraźniejszość i na przyszłość. Wczoraj (tj. w poniedziałek) rozpoczęliśmy świętowanie Dnia Służby Zagranicznej poprzez otwarcie wystawy znaczków pocztowych, niejednokrotnie wydawanych we współpracy z innymi krajami. Jest to bardzo ciekawy sposób promowania pewnych wydarzeń historycznych i wybitnych postaci, ale także przyjaźni z innymi krajami. I całkiem licznie zgromadzony korpus dyplomatyczny był tym wydarzeniem zachwycony.

A jednak chyba rzadko kiedy w historii polska dyplomacja była tak krytykowana, jak w ostatnich latach. Co by Pan odpowiedział krytykom?

Warto zdawać sobie sprawę, że Polska prowadzi obecnie najbardziej aktywną politykę zagraniczną w historii. Mówię to z pewnym wahaniem, bo to jest mocne stwierdzenie, ale jeżeli policzymy naszą aktywność nawet poprzez liczbę placówek zagranicznych, zarówno ambasad, jak i konsulatów, Instytutów Polskich i konsulatów honorowych, to mamy ich największą liczbę w historii Rzeczpospolitej. Jak popatrzymy na liczbę organizacji międzynarodowych, w których Polska jest aktywnym członkiem, to także jest to największa liczba w historii. Jak do tego dodamy liczne formaty, które nie są organizacjami międzynarodowymi, ale właśnie taką bliską współpracą, jak na przykład Trójkąt Weimarski, Trójkąt Lubelski, jak Bukareszteńska Dziewiątka, oczywiście Trójmorze czy Wyszehrad (Grupa Wyszehradzka - PAP), chociaż one jakieś pojedyncze instytucje już mają, to widzimy, że to jest niezwykle aktywna polityka. Nawet wczoraj rozmawiałem z ambasadorem Egiptu, który był zadziwiony, jak bardzo Polska jest teraz aktywna na arenie międzynarodowej. Możemy wymieniać całą masę różnych działań, które prowadzimy i które rzeczywiście są na miarę znaczącego kraju, członka UE i NATO.

Naukowo zajmował się Pan pojęciem polskiej racji stanu. Czym jest polska racja stanu Anno Domini 2021?

Racja stanu to niezwykle ciekawe pojęcie, ponieważ jest z jednej strony bardzo rozpowszechnione w Polsce, a z drugiej w polskiej debacie publicznej pojawiło się bardzo późno, bo dopiero w XIX wieku. Mimo że Polska miała wysoko rozwiniętą kulturę polityczną w wieku XVI, XVII czy XVIII, to racja stanu nie kojarzyła się wtedy dobrze, bo z państwami absolutystycznymi. Zaadaptowaliśmy to pojęcie dopiero w wieku XIX, pokazując, że istnieje coś takiego jak interes państwowy, i niepodległe państwo jest właśnie takim interesem. Istnienie państwa niepodległego, suwerennego jest więc tym czymś, co powinno nas wszystkich łączyć – co musi nas wszystkich łączyć. Wtedy jesteśmy w stanie osiągnąć najwięcej. Warto na chwilę przystanąć, by dostrzec nie tylko, że nasza dyplomacja jest niezwykle aktywna, chociaż większość dzieje się zwykle w cieniu i po cichu, ale także że to, jak wykorzystaliśmy ostatnie 30 lat, to coś, z czego możemy być bardzo dumni. I mamy nadzieję na więcej. Jesteśmy niezwykle ambitnym narodem, chcemy mieć jak najbardziej sprawne, jak najmocniejsze państwo, dzięki któremu ten świat, który jest dookoła nas, będzie coraz bardziej sprawiedliwy, coraz bardziej wolnościowy, coraz bardziej solidarny, czyli zgodny z najważniejszymi polskimi wartościami.

Ambasador Andrzej Przyłębski kończy niebawem swoją misję w Berlinie. Zdradzi Pan, kto zostanie następnym polskim ambasadorem w Niemczech?

Oczywiście, że nie zdradzę (śmiech). W dyplomacji obowiązuje kadencyjność, w czym jest duża mądrość. Każdy ambasador przyjeżdża ze swoją agendą, ideami, świeżością, pomysłami. Ale po pewnym czasie warto, aby kolejna osoba realizowała kolejną agendę, nowe plany. To jest zupełnie naturalne, że po pewnym czasie następuje zmiana. Natomiast starą zasadą dyplomatyczną jest nieujawnianie kandydata na następcę, dopóki przyjmujące państwo nie wyrazi formalnej zgody na jego przyjęcie. Oczywiście między sojusznikami zazwyczaj nie ma z tym problemu, ale pragnąc trzymać się zasad, tak jest, że nie udziela się takich informacji publicznie, dopóki partnerzy nie wyrażą zgody.

Polska ambasada w Berlinie mieści się w uroczym domu w zielonej dzielnicy Berlina, Grunewaldzie, na zachodzie miasta. Pięknie tam, ale ciasno. Na reprezentacyjnej alei Unter den Linden w centrum niemieckiej stolicy trwa od ubiegłego roku budowa nowego, wielkiego gmachu ambasady RP, przygotowania do niej trwały latami. Jest szansa na happy end?

Wszystkim nam bardzo zależy, żeby polska ambasada w Berlinie była godna i żeby reprezentowała majestat Rzeczpospolitej, żebyśmy wszyscy byli dumni z tego budynku, z tego, jak ta ambasada działa. Jestem głęboko przekonany, że uda się tę budowę wreszcie doprowadzić do końca.