W czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Piotrowicza w procesie cywilnym wytoczonym mu przez byłą I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf i sędziego SN Krzysztofa Rączką.

Reklama

Oznacza to, że prawomocny jest już wyrok, na mocy którego Piotrowicz ma przeprosić Gersdorf i Rączkę w związku ze swoją wypowiedzią z 2018 r., gdy był posłem PiS, by sędziowie, którzy - jak się wyraził - są "zwykłymi złodziejami", nie orzekali dalej. Padły one w kontekście rekomendowania przez Krajową Radę Sądownictwa kandydatów na nowych sędziów do SN.

"Zemsta na mojej osobie"

Oświadczam, iż zarówno samo powództwo, jak i skutek zapadłego wyroku, z którym żaden obiektywnie analizujący tę sprawę prawnik nie powinien się zgodzić, sprawia wrażenie zemsty na mojej osobie, jako na ówczesnym pośle na Sejm RP, który wykonując mandat poselski włożył znaczny wysiłek w reformę polskiego sądownictwa i próbę oczyszczenia go z ludzi niegodnych bycia sędziami, w tym i takich, którzy zasługują na użyte przeze mnie miano "złodziei" - stwierdził Piotrowicz w oświadczeniu przekazanym PAP.

Reklama

Niestety, takowe osoby były i są nadal w gronie polskich sędziów i nader trudno ich z tego grona usunąć, o czym najlepiej świadczy ostatnia, dramatyczna decyzja sędziego Sądu Najwyższego Jana Majchrowskiego, który złożył urząd protestując przeciwko zaniechaniom powodującym niemożność osądzenia dyscyplinarnego m.in. właśnie sędziego, który dopuścił się kradzieży i nadal jest sędzią - dodał.

Piotrowicz opisując okoliczności swojej wypowiedzi, która stała się podstawą pozwu, napisał, że 27 sierpnia 2018 r. na korytarzu Krajowej Rady Sądownictwa, w atmosferze dokonywanej wówczas próby fizycznego zablokowania prac KRS przez grupkę demonstrantów, odnosząc się do pytania jednego z dziennikarzy o cel reformy sądownictwa i w czasie, gdy telewizja informowała o przewinieniach określonych sędziów sądów powszechnych, w tym kradzieżach, stwierdził dosłownie: "Ano takie, żeby sędziowie, którzy są złodziejami nie orzekali dalej".

Wypowiedź ta nie odnosiła się w żaden sposób do tych konkretnych osób

Reklama

Nie wiem dlaczego sędziowie Sądu Najwyższego - Małgorzata Gersdorf i Krzysztof Rączka wzięli tę wypowiedź do siebie i postanowili wytoczyć mi sprawę sądową. Dla wszystkich, w tym sądu orzekającego, musiało być jasne, że wypowiedź ta nie odnosiła się w żaden sposób do tych konkretnych osób, którym nigdy nie zarzucałem dokonania przestępstwa kradzieży czegokolwiek. (Przy czym w ogóle nie wiedziałem i nie przypuszczałem, że K. Rączka mógłby być sędzią SN) - napisał Piotrowicz.

Także ówczesne posiedzenie KRS nie dotyczyło w ogóle sędziów SN. Sąd uznał jednak, że znaczenie mają nie tyle moje słowa, a to, co ktoś sobie o nich pomyślał i z kim mu się one skojarzyły. Odpowiadam więc sądownie nie za własne wypowiedzi, lecz za cudze o nich wyobrażenia. To groźna dla wszystkich posłów na Sejm nowość, by ci, wykonując swój mandat poselski, mieli odtąd dotkliwie finansowo odpowiadać nie za własne zachowania (zresztą mające miejsce w ramach wykonywania mandatu poselskiego), lecz za cudze skojarzenia związane z użyciem terminu "złodziej" - podkreślił sędzia TK.

Skutek zastraszający

Zdaniem Piotrowicza, to orzeczenie sądu niesie ze sobą "oczywisty tzw. skutek mrożący, tj. zastraszający innych posłów, dziennikarzy rozmaitych opcji, zwykłych obywateli, którzy mogą się teraz bać nazywać zło po imieniu". - Czy takiego skutku oczekiwał powód w tej sprawie - Małgorzata Gersdorf i Krzysztof Rączka? - pytał.

A może w ten sposób rozpoczyna się realizacja pragnienia znanej przeciwniczki obecnej reformy sądownictwa - sędzi Ireny Kamińskiej, która otwarcie stwierdziła: "Ja będę szczera, ja pragnę zemsty"? Czy tak społeczeństwo polskie ma zrozumieć wyrok z 16 grudnia 2021 r. wydany jednoosobowo przez rozpatrującego moją apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie sędziego Jacka Sadomskiego, który nota bene sam w 2018 roku ubiegał się przed Krajową Radą Sądownictwa (której byłem wówczas członkiem) o nominację do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego? Niestety, nieskutecznie - napisał Piotrowicz.

Przeprosiny

Na początku stycznia zeszłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Piotrowicz ma przeprosić powodów. Zgodnie z tamtym orzeczeniem sądu pozwany w terminie 14 dni od uprawomocnienia się wyroku ma opublikować oświadczenie w telewizji TVN po głównym wydaniu "Faktów". "Przepraszam I prezes SN Małgorzatę Gersdorf oraz sędziego SN Krzysztofa Raczkę za to, że w dniu 27 sierpnia 2018 r. obraziłem ich nazywając sędziów zwykłymi złodziejami, którzy nie powinni orzekać dalej. Stanisław Piotrowicz" - głosi treść oświadczenia wskazana przez SO.

Jednocześnie sąd I instancji orzekł wówczas, że Piotrowicz musi też wpłacić 20 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce.

Uzasadnienie wyroku

W uzasadnieniu wyroku SO wskazywał, że dziennikarze biorący udział w dyskusji z Piotrowiczem zrozumieli jego sporną wypowiedź jako słowa o sędziach SN, podobnie jak sami sędziowie tego sądu; tak samo zostały one zrozumiane przez część opinii publicznej, na co wskazywały m.in. komentarze w internecie.

W uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Jacek Sadomski powiedział, że "pozwany, jeśli rzeczywiście nie miał na myśli i nie chciał nikogo obrazić, mógł uratować tę sytuację jasno stwierdzając, że wypowiedział się nieprecyzyjnie i nie miał na myśli sędziów SN". "Żadnej z jego strony reakcji nie było" - dodał.

Sędzia podkreślił, że w związku z tym "wszystkie okoliczności wskazują na to, że odpowiedzialność za słowo, zwłaszcza tak niejednoznaczne wypowiedzi na tak wrażliwe tematy, które padły z ust pozwanego, uzasadniają odpowiedzialność cywilno-prawną zarówno na płaszczyźnie niemajątkowej, jak i majątkowej".

Ocenił, że "nie jest przedmiotem rozstrzygania w tej sprawie, co naprawdę pozwany chciał powiedzieć (...). Natomiast istota tej sprawy sprowadza się do tego, czy sposób rozumienia wypowiedzi przyjęty przez powodów, którzy tą wypowiedzią poczuli się urażeni, jest uzasadniony".

Wskazał, że "uzasadnione jest odczucie powodów, że te słowa zostały skierowane pod ich adresem nie jako konkretny zarzut, bo taka interpretacja byłaby absurdalna, ale po prostu jako zniewaga".

Jak w związku z tym uznał sąd apelacyjny "orzeczenie sądu okręgowego odpowiada prawu". Jednocześnie zasądził od pozwanego na rzecz powodów zwrot kosztów postępowania apelacyjnego - po 1,6 tys. zł.