Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), na bazie aktualnych danych ludnościowych, dokonała wyliczenia normy przedstawicielskiej, mówiącej o tym, ile mandatów powinno być przydzielanych w poszczególnych okręgach wyborczych. Wszystko po to, by „koszt” uzyskania mandatu był względnie podobny w każdym z okręgów. Z zestawienia PKW wynika, że norma przedstawicielska jest wypaczona w aż 21 na 41 okręgów sejmowych. W 11 należałoby odjąć po jednym mandacie, w 9 dodać po jednym, a w okręgu Warszawa II dodać 2 mandaty. Z kolei w przypadku okręgów senackich PKW stwierdza, że w województwach małopolskim i mazowieckim liczba wybieranych senatorów jest zbyt niska, a w województwie śląskim zbyt wysoka. Wnioski z analiz PKW przesłała już do marszałek Sejmu Elżbiety Witek.
Zapytaliśmy ekspertów, jak na podział mandatów wpłynęłyby zmiany sygnalizowane przez PKW. Gdyby za punkt wyjścia wziąć wyniki wyborów z 2019 r., to równowaga rządzący-opozycja zmieniłaby się o trzy mandaty - mówi Jarosław Flis, socjolog polityki. Tyle straciłby PiS na rzecz KO, dodatkowo SLD uszczknęłoby jeden mandat PSL. Lecz ostateczny efekt nie jest wcale tak jednoznaczny, bo na wynik wyborów wpływa wiele zmiennych, a przede wszystkim liczba partii, które przekroczą próg - dodaje ekspert.

Podział mandatów

Reklama
Z kolei Marcin Palade z Centrum Analiz Wyborczych dokonał przeliczeń na podstawie średniej sondażowej z połowy października 2022 r. (szczegóły na infografice). Największym wygranym korekty normy byłaby KO, choć trudno tu mówić o jakimś znaczącym przyroście. To efekt tego, że in plus obejmowałaby ona między innymi okręgi z wysokim odsetkiem elektoratu liberalnego centrum, takie jak Warszawa i jej tzw. wianuszek czy Poznań. Najbardziej stratna byłaby lewica, bo według obecnie obowiązującego podziału w kilku okręgach bierze ostatnie mandaty, które po korekcie straciłaby, wskutek ich odjęcia na rzecz innych okręgów - mówi Marcin Palade. I podkreśla, że wszystkie partie z bloku senackiego liczone razem (czyli KO, Hołownia, lewica i PSL) wychodzą na potencjalnej korekcie neutralnie.
Reklama
O ile więc przy podziale mandatów na razie trudno mówić o jakiejś rewolucji, o tyle systemowo problem się pogłębia. Jak sprawdziliśmy, przed wyborami parlamentarnymi z 2019 r. PKW sygnalizowała potrzebę korekt w 10 okręgach (w 5 odjąć po jednym mandacie, a w kolejnych 5 - dodać). Z kolei przed wyborami z 2015 r. zmiany powinny były zajść w 8 okręgach (w 4 z nich odjąć, a w 4 dodać po jednym mandacie). I od lat ustawodawca nic z tym nie robi, a konsekwencje mogą być poważne.
Widoczne jest już bardzo wyraźne odchylenie od konstytucji oraz sprzeczność z kodeksem wyborczym. Kodeks dokładnie bowiem wylicza, ile powinno być mandatów w każdym okręgu. Konstytucja natomiast zobowiązuje do tego, by każdy głos był równy. Teoretycznie Sąd Najwyższy mógłby ocenić, że ze względu na tak duże odchylenia normy przedstawicielskiej wybory nie zostały przeprowadzone prawidłowo i nakazać ich powtórzenie - ocenia Jarosław Flis.
Marcin Palade podchodzi do sprawy ostrożnie. Teoretycznie podważyć można byłoby także sam system podziału mandatów jako proporcjonalny tylko z nazwy, bo w najmniejszym okręgu częstochowskim jest ich do zdobycia 7, a w największym warszawskim 20. A to oznacza, że próg naturalny potrzebny do wzięcia mandatu w Częstochowie jest trzy razy wyższy niż w stolicy. A jednak instytucja odpowiedzialna za zatwierdzenie ważności wyborów w Polsce przechodzi nad tą ewidentną ułomnością do porządku dziennego od roku 2001 - przypomina.
Teraz to od ustawodawcy zależy, czy do korekt normy dojdzie czy nie. Partie polityczne z reguły są niechętne korektom, bo najczęściej nie ma to wpływu na podział mandatów (ale też do czasu), a mogłoby to naruszyć interesy posłów z tych okręgów, z których jakiś mandat trzeba byłoby odjąć. Jak mówi nam ważny polityk PiS, jego partia raczej nie wyjdzie z inicjatywą. Niewiele by to teraz zmieniło, a poza tym Platforma też się nie będzie do tego palić - mówi.
Od sprawy dystansuje się też Borys Budka z PO. Należy przyjąć argumenty PKW i dokonać korekty normy, ale to nie opozycja ma większość w Sejmie - mówi i dodaje, że choć wykrzywienie normy może budzić wątpliwości, to jego zdaniem nie stanowi to jednak podstawy do unieważnienia wyborów.