W myśl tej zasady w rządzie powstała lista 191 projektów ustaw przygotowanych przez poszczególne ministerstwa. Najwięcej pochodzi od Ministerstwa Klimatu (30), a także Cyfryzacji KPRM, Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Finansów. Projekty ustaw podzielono na kilka kategorii. Im dalsza, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że projekt ustawy wyjdzie z rządu. I tak do pierwszej kategorii trafiły 22 projekty, które „na pewno” uzyskają zielone światło kierownictwa. Do kategorii II zaliczono 31 projektów, do kategorii II/III – 34 projekty, w kategorii III – 64, kategorii III/IV – 4, a w kategorii IV – 36. Łącznie mowa o niemal 200 projektach ustaw. – Chcemy tę listę okroić do mniej więcej 50. Na jednym z ostatnich posiedzeń rządu premier otwarcie zapowiedział takie sito, żeby potem ministrowie nie płakali, jeśli ich projekt zostanie przyblokowany – przyznaje rozmówca DGP z rządu.

Reklama

Wieść po resortach już się roznosi. – Słyszałem o jakiejś liście, która była robiona pod koniec roku na polecenie szefa KPRM Marka Kuchcińskiego. Były też rozmowy, że jeśli do końca I kw. coś nie wejdzie na Stały Komitet Rady Ministrów (komitet przygotowujący ostateczne wersje projektów po uzgodnieniach międzyresortowych, które potem trafiają na posiedzenie rządu – red.), to raczej nie ma co liczyć na to, że wejdzie jeszcze w tej kadencji – przyznaje przedstawiciel jednego z resortów.

Widać, że w praktyce dobre i niezbędne projekty należy uzupełnić o politycznie potrzebne. – Na liście niezbędnych rozwiązań jest m.in. 14. emerytura czy tani kredyt mieszkaniowy – podkreśla nasz rządowy rozmówca. To flagowe projekty, które mają być kampanijnym orężem PiS i dać mu wyborczy bonus. Co ciekawe, na liście projektów do uchwalenia nie ma, przynajmniej na razie, zapowiadanego podatku od pustostanów. To może sugerować, że w rządzie są obawy, że wprowadzenie nowej daniny w roku wyborczym, nawet tak ograniczonych, może nie być korzystne dla rządzącego ugrupowania. – To mają być projekty strategiczne i systemowe, rozwiązujące najważniejsze problemy, bo czasu i przestrzeni na uchwalanie wielu projektów jest niewiele. Więc lepiej wdrożyć mniej, ale ważnych, niż punktowo rozwiązywać problemy zgłaszane przez resorty. Zwłaszcza że wiele z nich niekoniecznie musi być rozwiązywanych na drodze ustawy – podkreśla nasz rozmówca.

Na liście niezbędnych mają się znaleźć także projekty wdrażające unijne dyrektywy, zwłaszcza te najbardziej opóźnione – np. projekt nowelizacji ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa.

"Legislacyjne sito"

Co może paść ofiarą „legislacyjnego sita”? Nasi rozmówcy wskazują np. na projekt ustawy o łowiectwie przygotowany przez Solidarną Polskę, projekt resortu ministra Czarnka dotyczący nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym, ustawy techniczne, np. powołujące nowe instytuty (jak choćby projekt ustawy o Instytucie Chorób Zakaźnych) czy kolejne zmiany w kodeksie karnym. Ale, jak słyszymy, największe dyskusje dotyczą obecnie tego, co zrobić z szykowaną w MSWiA ustawą o ochronie ludności, która wprowadza m.in. nowe stany – pogotowia i zagrożenia. – Ona może jest potrzebna, ale jest też zbyt kontrowersyjna, bo przewiduje np. możliwość zajęcia mienia w sytuacjach kryzysowych. Inna sprawa, że sceptycznie do projektu nastawiony jest Mariusz Błaszczak (szef MON – red.). Chyba chodzi o pokazanie, kto jest silniejszy – przekonuje rozmówca z rządu i tłumaczy, że ma na myśli ewentualny spór z prezydentem. – Krąży plotka, że pałac też chciałby wzmocnić rolę prezydenta na wypadek kryzysu. A Błaszczak boi się, że ten projekt dodatkowo rozochoci Andrzeja Dudę do zwiększenia swoich kompetencji w sprawie wojska – dodaje.

Od szefa MON może sporo w tej sprawie zależeć. Inny rozmówca z PiS zwraca bowiem uwagę, że projekt MSWiA będzie musiał uzyskać akcept komitetu ds. bezpieczeństwa, którym początkowo kierował sam Jarosław Kaczyński, a obecnie wspomniany Mariusz Błaszczak.

Doktor Maciej Berek, szef Rządowego Centrum Legislacji za rządów Donalda Tuska, obecnie związany z Pracodawcami RP, pozytywnie ocenia taktykę przyjętą przez kierownictwo rządu. – W kancelarii premiera funkcjonuje ośrodek, który ma zarządzać legislacją rządową, m.in. poprzez zespół ds. programowania prac rządu. Koniec kadencji ogranicza możliwości podejmowania nowych inicjatyw prawodawczych, więc takie działanie co do zasady to dobre rozwiązanie. Lepiej powiedzieć ministerstwom zawczasu, jakie projekty mają szansę na sfinalizowanie w tym okresie, niż generować w okresie przedwyborczym problem z projektami, które nie mają szansy na uchwalenie – ocenia ekspert. Choć jednocześnie przyznaje, że jednym z parametrów, który na pewno jest brany pod uwagę przy doborze projektów, jest ich wpływ na przebieg kampanii wyborczej. – Oczywiście nie powinien być to jedyny aspekt. Trzeba brać pod uwagę np. obowiązki związane z implementacją prawa UE, ale też projekty ważne i pilne z innych powodów – dodaje dr Berek.