Szczyt NATO w Wilnie, zanim się jeszcze zaczął, był już w pewnym sensie historyczny. Na spotkaniu przywódców Sojuszu poruszono zarówno aspekty militarne, jak i polityczne rozszerzenia. Przełomem jest zakończenie sporu z Turcją, przyjęcie do NATO Szwecji i stanięcie Turcji w jednym szeregu z krajami Sojuszu, które uważają Rosję za przeciwnika i agresora. To wymowny symbol – zaznaczył.

Reklama

Deklaracja dotycząca przyszłości Ukrainy i gwarancji dla tego kraju brzmi jednoznacznie. Są tacy, którzy oczekiwali więcej, ale bez wątpienia prezydent Wołodymyr Zełenski osiągnął polityczny sukces. O więcej ciężko w obecnej sytuacji. Są gwarancje, są elementy dotyczące przyszłości Ukrainy, jest wsparcie polityczne i militarne. Liczę na szczyt w Waszyngtonie w przyszłym roku, który sfinalizuje proces pełnego członkostwa. Oczywiście wojna musi być rozstrzygnięta na korzyść Ukrainy – powiedział.

Jak wskazał, NATO musi określić wyzwania, przed którymi stoi. Mamy realną wojnę i realnego agresora. Pakt przestał formułować swoje kwestie dotyczące bezpieczeństwa w oparciu o rozmowy z zewnętrznymi partnerami, jak Rosja. Ten kraj jest agresorem, przeciwnikiem i nikt nie ma co do tego wątpliwości – powiedział.

To, jego zdaniem, zmienia całą formułę budowania planów obronnych. Dziś mamy trzy plany regionalne odporu na wypadek rosyjskiej agresji, mamy realny opis działań poszczególnych państw członkowskich na wypadek agresji. To ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski – dodał Halicki.

Mamy do czynienia z obiecującym procesem większego rozszerzenia Sojuszu. Mamy do czynienia z sytuacją, która przypomina proces z lat 90., kiedy Grupa Wyszehradzka i państwa bałtyckie chciały wejść do NATO i doprowadziły do tego - wskazał polityk.

Halicki podkreślił, że jest coś bardzo symbolicznego w szczycie w Wilnie. Niewiele ponad trzy dekady temu miejsce obecnego szczytu było na terytorium ZSRR. Dzisiaj ten szczyt odbył się kilkadziesiąt kilometrów od granicy Rosji, obecnego agresora. Nie bali się tam przyjechać liderzy największych państw. To symbol upadku Rosji. Dzisiaj nikt Rosji nie powinien się bać tak, jak kiedyś. Ukraińcy pokazali, że determinacją i bohaterstwem można się przeciwstawić kolosowi na glinianych nogach. To pokazuje, że zachodnia cywilizacja jest lepiej zorganizowana i broniona i nie ma się czego obawiać – podsumował.

Reklama

Ukraina zostanie członkiem NATO. Tylko kiedy?

Państwa Sojuszu w przyjętym we wtorek komunikacie potwierdziły decyzję ze szczytu w Bukareszcie w 2008 r., że Ukraina zostanie członkiem NATO. Uznały też, że droga Ukrainy do NATO nie wymaga już Planu Działań na rzecz Członkostwa (Membership Action Plan - MAP). We wtorek przywódcy Sojuszu zdecydowali także o tym, że NATO stworzy trzy regionalne plany obrony na wypadek ataku na kraje członkowskie w Europie: jeden dla północy kontynentu, drugi dla południa, a trzeci dla krajów wschodniej flanki, w tym dla Polski.

W środę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przekazał, że Ukraina otrzymała gwarancje bezpieczeństwa od grupy G7; ocenił, że to etap drogi Ukrainy do NATO.

Prezydent Joe Biden powiedział z kolei, że "wspólna deklaracja G7 czyni jasnym, że nasze wsparcie będzie sięgać daleko w przyszłość; pomożemy Ukrainie zbudować silną obronę na lądzie, morzu i w powietrzu".

Także w środę prezydent Andrzej Duda powiedział, że szacuje się, iż gdyby doszło do ataku na Bramę Brzeską, to na nasze terytorium zostałoby skierowanych ok. 100 tys. żołnierzy NATO do natychmiastowej obrony.

Z Strasburga Łukasz Osiński