Anna Gielewska: Podjąłby się pan obrony spotu PiS?
Zbigniew Ćwiąkalski: Akurat tutaj byłby pewnie konflikt interesu, bo w część tej sprawy zaangażowana jest moja kancelaria. Nie dotyczy to bezpośrednio spotu, ale chodzi o sprawę senatora Tomasza Misiaka, którą częściowo prowadzi nasz oddział we Wrocławiu.

Reklama

>>>PiS się odwołuje. Wyrok w poniedziałek

A gdyby tego konfliktu nie było?
Gdyby nie było, to oczywiście. Adwokat nie powinien wybierać sobie klientów. I powinien podejmować się obrony bez względu na sympatie polityczne.

W jaki sposób broniłby pan tego spotu?
Nie znam szczegółów dotyczących powstania spotu. Ale byłby to problem, bo z jednej strony można odwoływać się do pewnych faktów, ale z drugiej trzeba jednak weryfikować ich prawdziwość.

>>>Zakazany spot PiS jest hitem internetu

PiS podczas rozprawy przekonywał, że sąd w ogóle nie powinien się zajmować tą sprawą w trybie wyborczym, bo spot nie jest materiałem wyborczym. To był błąd?
Nie ma wątpliwości, że trwa kampania wyborcza i to jest odpowiedni tryb postępowania, który potrafi doprowadzić do rozstrzygnięcia w krótkim czasie. Być może linia obrony PiS nie była najkorzystniejsza. Ale to niejedyny błąd. Jak widziałem w telewizyjnych materiałach to pełnomocnicy mylili strony, mieli kłopoty z precyzyjnym wysłowieniem tego, o co im chodzi.

Sprawa od początku była nie do wygrania?
PiS się ucieka do kampanii negatywnej. Pokazuje to, co z ich strony obciąża rząd czy PO. Ja jestem przeciwnikiem takiej kampanii. Zresztą choćby sprawa stoczni pokazuje, że spot jest oparty na kłamstwie.

Reklama

Politycy PiS nadal twierdzą jednak, że w spocie jest prawda. A wyrok sądu uznają za skandal.
I to mnie niepokoi najbardziej, że niekorzystny wyrok niepierwszy raz spotyka się od razu z atakiem na sąd. Pierwsze, co zrobił pan Migalski, który był współautorem tego spotu, to zaatakował sąd, że wyrok jest skandaliczny. W każdej sprawie jedna ze stron jest niezadowolona, ale nie można mówić takich rzeczy!

Ale czy sąd analizował ten spot pod kątem tego, co jest prawdą? Czy raczej pod kątem formalnym, językowym?
Sąd w trybie wyborczym nie jest od badania daleko idących uwarunkowań, np. kto ostatecznie dostał nagrodę i czy w sposób zasłużony, tylko właśnie od zbadania strony formalnej. Język spotu jest prosty, czarno-biały. Więc sąd ma zbadać, czy ten język uproszczeń i stwierdzenia, które padają, odpowiada faktom, czy nie.

Jak pan ocenia dotkliwość tego wyroku dla PiS w skali od 1 do 10?
To jest porażka przede wszystkim wizualna. W takiej skali oceniam ją w granicach 5.

Po tym wyroku partie będą zwoływać narady prawników, zanim wypuszczą jakiś spot?
Będą przykładać znacznie większą wagę do jakości i prawdziwości takich spotów. To powinno być zresztą normą, tak jak jest powiedzmy w telewizjach. Sam jeszcze, zanim byłem ministrem, byłem proszony przez telewizje o konsultacje prawne dotyczące różnych programów.

Politycy będą często pozywać się w tej kampanii w trybie wyborczym? Czy może nie będzie takiej potrzeby, bo w swoich wypowiedziach też staną się ostrożniejsi?
Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego, żeby politycy zanim coś powiedzą, trzy razy zastanowili się, jakie mogą być konsekwencje. Pewnie będą częściej sięgać po narzędzie, jakim jest proces w trybie wyborczym. Ten proces między PO i PiS będzie czerwoną lampką, która będzie się zapalać w głowie politykom zanim podejmą decyzje co do sposobu prowadzenia kampanii.