Gdy w 2011 r. w jego pracy habilitacyjnej „Sądy cywilne w procesie integracji europejskiej” Cezary Łazarewicz z „Wprost” odkrył, że jeden z rozdziałów jest skopiowany z referatu studentki przyszłego wiceministra, koledzy z katedry przymknęli na problem oko. Uznali, że nie ma go, bo rozdział ma „tylko” wartość informacyjną, a nie naukową. Skromne 2,5 tys. znaków „zrobione” na zasadzie kopiuj-wklej i bez podania źródła. Pewnie Piotr Wawrzyk mógł te same informacje znaleźć w dowolnym źródle. Sprawa dotyczyła sądów na Litwie. Nic ekskluzywnego. I w sumie nic, co nie mieści się w „normie” polskiego świata akademickiego.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM DGP>>>