Ukraina jest dziś bliżej Unii Europejskiej

Dziennik.pl: Komisja Europejska opublikowała dziś raport na temat rozszerzenia Unii. Co w tym takiego przełomowego?

Dr Karol Szulc, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego: W normalnej sytuacji, czyli gdybyśmy nie byli w stanie wojny - a konflikt Rosji z Ukrainą jest starciem z całym Zachodem - powiedziałbym, że ten dokument nie jest aż tak istotny. Ale dziś sytuacja jest diametralnie inna.

Przechodzimy jako Unia Europejska z etapu dyskusji o akcesji Ukrainy do normalnej procedury technicznej włączenia tego kraju w struktury europejskie.

Reklama

Czego konkretnie dowiadujemy się z raportu Komisji?

Mamy dokument liczący 150 stron, który mówi dokładnie o tym, co już udało się Ukrainie zrobić, a co szwankuje. Komisja bierze pod uwagę sytuację wojenną w Ukrainie - a to jest niezwykle ważne dla samych obywateli tego kraju. Unia pokazuje, że Zachód nie odwraca się od Ukrainy. Szerzej patrząc, w dokumencie widać otwarcie Unii na Wschód.

Na marginesie, dzisiaj widać, że szefowa Komisji, Ursula von der Leyen, jest jedyną przywódczynią świata zachodniego – no może poza Joe Bidenem – która ma odwagę kreślić scenariusze polityczne konieczne do wprowadzenia w życie. Na drugim biegunie mamy polityków pokroju kanclerza Niemiec, Olafa Scholza, który moim zdaniem jest kunktatorem. I w sytuacji zakończenia wojny z Rosją wróciłby zapewne do polityki business as usual.

Reklama

Czyli wcale nie gwarantowałby akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?

Tak, w przeciwieństwie do swojej rodaczki, von der Leyen. Oczywiście w przypadku oporu ze strony państw narodowych szefowa Komisji sama niczego nie wskóra. Dlatego obawiam się, co się stanie, gdy jej zabraknie.

Ukraina jest jednym z wielu państw, których ten dokument dotyczy. Nie ma pan wrażenia, że cała uwaga skupia się na naszym wschodnim sąsiedzie?

Sytuacja przypomina nieco rozszerzenie Unii o 10 państw Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej. Wówczas wszyscy zainteresowani wiedzieli, że Polska jest w tej układance kluczowym elementem - ze względu na liczbę ludności. Z Ukrainą jest podobnie – z uwagi na ogromny potencjał ludnościowy, terytorialny, gospodarczy to jest najważniejszy kandydat do członkostwa.

Pamiętajmy też, że Ukraina robi dziś to, co Polska uczyniła dla Zachodu w 1920 r., broniąc Europy przed bolszewicką nawałą. Ukraińska armia, miejmy nadzieję po zwycięskiej wojnie z Rosją, będzie docelowo najskuteczniejszą armią NATO (a przynajmniej sprzymierzoną z Sojuszem Północnoatlantyckim). Rozumiem, że z punktu widzenia innych państw aspirujących do Unii to Ukraina jest faworyzowana. Oczekiwałbym mimo wszystko od polityków powiedzenia wprost: słuchajcie Mołdawio, Czarnogóro, Macedonio Północna – jesteście dla nas ważne, ale Ukraina jest dziś, z takich i innych względów, najważniejsza.

Komisja Europejska: Kijów musi zrobić porządek z oligarchami

Czy jest coś, co pana zaskoczyło w dokumencie Komisji?

Może nie tyle zaskoczyło, ale uważam to za istotne. Pośrednio zaś odnosi się do Polski i Węgier z uwagi na doświadczenia Unii z łamaniem zasad demokracji liberalnej i naruszeniami rządów prawa przez Warszawę i Budapeszt. Komisja wskazuje bowiem, że i Ukraina ma istotne zaległości w tych sferach. Przede wszystkim Kijów, zdaniem Komisji, powinien pozbawić oligarchów władzy.

Jakie rekomendacje Komisja wystosowała wobec Ukrainy?

To przede wszystkim walka z korupcją i oligarchami, dbałość o rządy prawa. Wskazano też na dużą liczbę wakatów na stanowiskach sędziowskich, blisko 2 tys. Problem jest też z niezależnością przy wyborze sędziów. Poruszono też kwestię infrastruktury i trudności w jej odbudowie po wojnie.

A za co Ukraina jest chwalona?

Biorąc pod uwagę wojnę, podkreśla się dobrą kondycję rynku mediów, ich otwartość, standardy wolności słowa. Na minus wypada ilość reklam w mediach kosztem treści merytorycznych. Warto też zwrócić uwagę, że polityka zagraniczna Kijowa jest zintegrowana z polityką Brukseli w 93 proc.

Kiedy Ukraina zostanie członkiem Unii Europejskiej

Czy jest zarysowany jakiś horyzont czasowy w kwestii przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej?

Nie i być nie może.

Dlaczego?

Nikt by się na to w Unii dziś nie zgodził. Powiedzmy wprost: wszyscy starzy członkowie Unii boją się szybkiej akcesji Ukrainy po doświadczeniach z Polską i Węgrami. Niestety, te dwa kraje naszego regionu to najpoważniejsi gracze unijni łamiący podstawowe zasady Wspólnoty. Zachód ma czkawkę - przyjął te państwa, minęło dwadzieścia lat, trudności zaś nie brakuje, a teraz miałby otworzyć się na jeszcze większe państwo z jeszcze poważniejszymi problemami, w tym korupcją.

Na jakie miny może trafić proces integracji Ukrainy z Unią?

W dokumencie wskazuje się na znaczną niekompatybilność ekonomiczną. Wyraźnie akcentuje się fakt, że za większość PKB Ukrainy odpowiada branża rolnicza i przemysł o niskiej wartości dodanej. Ukrainie grozi dalszy drenaż kapitału ludzkiego, a także tzw. pułapka średniego rozwoju. Z kolei dla takich krajów jak Polska, Bułgaria czy Słowacja Ukraina będzie oznaczać silną konkurencję z tańszą siłą roboczą. Gros funduszy spójnościowych też popłynie do Kijowa kosztem krajów regionu.

Czy tego typu przeszkody mogą stanąć na drodze ratyfikacji członkostwa Ukrainy przez kraje Unii?

Zachód ostatecznie zgodzi się na akcesję Ukrainy. Jeśli chodzi o wymierne konflikty gospodarcze, to tu kluczowa batalia dotyczyć będzie krajów takich jak Węgry czy Polska. Mówiąc brutalnie, Węgry jako państwo w tym momencie mafijne uda się kupić stosownymi obietnicami. A Polska? Dużo zależy od tego, kto będzie sprawował władzę w naszym kraju.

Wyzwaniem pozostanie także samosterowność Unii. Tzw. stara UE, tj. Niemcy, Benelux, Francja, ale także państwa skandynawskie, będą parły do reformy systemu decyzyjnego. To znaczy do ograniczenia prawa weta państw członkowskich, na rzecz głosowania większościowego. Jest to konieczne moim zdaniem po to, by Unia ponad 30 państw nie popadła w totalny paraliż decyzyjny, bo i dziś już trudno o kompromis, a w efekcie o szybkie i sprawne działanie.

Rozmawiał Tomasz Mincer