Tusk w Paryżu i Berlinie. "Czytelny sygnał"

Dziennik.pl: Tournée Donalda Tuska po Europie to czysto kurtuazyjna wizyta, czy początek nowego otwarcia w relacjach Polski z najważniejszymi państwami Unii Europejskiej?

Reklama

Dr Bartłomiej E. Nowak, Uczelnia Vistula i Fundacja Pułaskiego, ekspert Team Europe (zespołu doradców Komisji Europejskiej): Wizyta premiera w Paryżu i Berlinie to był dyplomatyczny majstersztyk. Polska weszła silnym i zdecydowanym krokiem do głównej ligi europejskiej.

Aż tak?

Ważny jest kontekst. Przypomnę, że październikowe wybory parlamentarne w Polsce były określne przez prasę europejską jako najważniejsze w całym 2023 roku. Kilka dni temu w "New York Times" pojawił się artykuł, jak to Polska daje nadzieję innym krajom na to, że pokonanie populizmu jest możliwe. Z tego powodu wizyta Donalda Tuska miała ogromne znacznie.

Reklama

Warszawa do momentu wyborów październikowych była raczej przeciwko mechanizmom wspólnotowym w wielu obszarach. Bardzo podkreślała aspekty suwerennościowe, nie liczyła się w ogóle z kwestiami praworządności. Europa Zachodnia wiązała więc z tym zwrotem w Polsce duże nadzieje. Tusk z tego skorzystał, jego przesłanie szło też w kontrze do tego, co do tej pory prezentował rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ale też zagrał bardzo sprytnie.

Dlaczego?

Reklama

Gdyby zastosować formułę Trójkąta Weimarskiego zgodnie z regułami sztuki dyplomacji, to prezydent Francji Emmanuel Macron powinien spotkać się ze swoimi odpowiednikami, czyli z prezydentami Niemiec i Polski. Zamiast tego widzieliśmy z jednej strony ministrów spraw zagranicznych z trzech krajów, a z drugiej tego samego dnia sam premier obskoczył dwie kluczowe stolice, czyli Paryż i Berlin. To stworzyło wrażenie formuły Trójkąta Weimarskiego właśnie.

Echa słów Donalda Trumpa

Tyle jeśli chodzi o wymiar symboliczny. A jaki z tego popłynął komunikat do świata?

To był czytelny sygnał, że Polska ma jeden wspólny przekaz z najważniejszymi państwami Unii Europejskiej. Co więcej, Polska pokazała się jako kraj konstruktywny, który chce zajmować się kluczowymi problemami Europy, w tym polityką bezpieczeństwa.

Polska otwarcie mówi dziś, że UE powinna mieć silny wymiar bezpieczeństwa i obronności, co jest nowością. W dodatku wszyscy się z tym przesłaniem zgodzili, zarówno Niemcy jak i Francja. Wreszcie, nie zapominajmy, że do kontekstu wizyty dopisał się Donald Trump, który powiedział, że zachęcałby Rosję do ataku na państwo NATO, które nie przeznacza 2 proc. PKB na obronność.

Czy centrum decyzyjne Unii Europejskiej przesuwa się w kierunku wschodnim i w końcu berlińsko-paryski silnik wymaga wzmocnienia o Warszawę?

Powiedziałbym raczej, że centrum geograficzne Unii Europejskiej przesuwa się na Wschód. Kiedy mówimy o polityce rozszerzenia UE i spoglądamy na jej potencjalne przyszłe granice, na państwa, które kandydują, przede wszystkim na Ukrainę, ale także Mołdawię i za chwilę być może Gruzję, to mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją. Unia ulega "uwschodnieniu" i będzie miała pokaźną granicę z Rosją.

Jeśli zaś chodzi o centrum decyzyjne UE, to wygląda nieco inaczej, niż to było w poprzednich latach.

Jak?

Po pierwsze, Niemcy mają na sumieniu bardzo poważne polityczne "grzechy" w strategicznych obszarach: energetyce i bezpieczeństwie, zwłaszcza wobec Rosji. Na dodatek mają słaby rząd i skomplikowaną sytuację wewnętrzną.

Po drugie, we Francji sytuacja też nie jest różowa. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że Marine Le Pen zostanie najważniejszą kandydatką na urząd prezydenta Republiki Francuskiej. Poparcie dla populistów nad Sekwaną jest wysokie. Współpraca niemiecko-francuska od dłuższego czasu również przeżywa gorsze chwile.

I my z tego osłabienia obu krajów korzystamy?

Polska wydaje się dziś wchodzić do gry z mocną pozycją. Za chwilę Warszawa zrzuci garb artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej dotyczącego praworządności - co nie będzie łatwe, ale możemy tu liczyć na życzliwość instytucji europejskich. Mamy wszelkie atuty, żeby być jednym z najważniejszych państw Unii, tym bardziej, że Polska jest "hubem" pomocy dla Ukrainy.

Zbliżenie między Paryżem, Berlinem i Warszawą to też szansa dla Niemiec i Francji na to, że Polska w większym stopniu zacznie kupować sprzęt wojskowy od europejskich sojuszników, kosztem np. USA?

Wspólna polityka bezpieczeństwa i obronności UE potrzebuje silnej bazy przemysłowej i tej bazy nie zbuduje się, wydając pieniądze w Korei Południowej, czy poza Europą. Musimy wzmacniać przemysł europejski na tyle, na ile jest to możliwe i pozostaje w zgodzie priorytetami modernizacji armii.

Wiadomo że europejski przemysł zbrojeniowy ma spore zaległości, nie wszystko jest w stanie dostarczyć na czas, więc to będzie długi proces.

rozmawiał Tomasz Mincer