Rząd Donalda Tuska i hipoteka PiS
Od momentu zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska trudno odnieść wrażenie, że nowa ekipa mogła liczyć na zwyczajową taryfę ulgową, jaką przyznaje się radzie ministrów na okres pierwszych 100 dni jej funkcjonowania. Nic z tych rzeczy - zamiast tego ze strony opozycji szybko pojawiły się oskarżenia o zamach stanu i wnioski o wotum nieufności wobec ministrów Koalicji 15 października.
To z pewnością efekt wyniszczającego polską politykę wieloletniego sporu między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską, a w wersji personalnej - starcia Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Manifestacją konfliktu jest wojna dwóch zwaśnionych plemion, której odpryski do dziś znaleźć można w domach Polaków. I jeśli ktoś w swej naiwności liczył, że ten konflikt, spotęgowany jeszcze toczącą się nieustanną kampanią wyborczą po 15 października szybko się wypali, zawiódł się srodze.
To co ciąży rządowi, nie sprowadza się jedynie do pohukiwań polityków PiS czy prezydenta Andrzeja Dudy wywodzącego się z tego ugrupowania, który nie spieszył się z powierzeniem Tuskowi misji sformowania rządu. Koalicja 15 października po swoich poprzednikach odziedziczyła wszak zdewastowane instytucje polskiego państwa - od Trybunału Konstytucyjnego i prokuratury poczynając, a w jakimś sensie na procesie stanowienia prawa jako takiego kończąc.
Nie jest przypadkiem, że premier podczas swojego exposé, cytując manifest Piotra Szczęsnego, wspomniał również o tej kwestii w kontekście przepychanych przez zdominowany przez PiS Sejm poselskich projektów ustaw, niszczących praworządność i podważających zaufanie międzynarodowej wspólnoty państw demokratycznych wobec Polski. W takich właśnie warunkach, przy wciąż dość wysokiej inflacji, protestach przewoźników i rolników, oraz konieczności szybkich prac nad budżetem, nowy rząd przejął władzę.
Wpierw odzyskać media publiczne
Dlatego też Donald Tusk nie miał wyboru i by przywrócić jakikolwiek ład - chociażby w sferze medialnej, by zapanować nad komunikacyjnym chaosem - zdecydował się na radykalne, ostre cięcie, co tylko dolało oliwy do ognia polskich sporów, ale było właściwie nieuniknione. Dziś i tak blisko połowa badanych ocenia reset w mediach publicznych ministra Bartłomieja Sienkiewicza jako pozytywny, co jest całkiem dobrym wynikiem.
Dopychanie kolanem ustaw zastąpiły konsultacje społeczne i, przede wszystkim, rządowa ścieżka procedowania nowego prawa. A czy w kwestii odzyskiwania Prokuratury Krajowej resort sprawiedliwości postąpił lege artis - to już pozostanie tematem licznych rozpraw doktorskich kolejnych pokoleń prawników.
Dla rządzących liczy się tak symboliczny, jak realny efekt sanacji państwa. Opór prezydenta Andrzeja Dudy wobec uporządkowania sytuacji w wymiarze sprawiedliwości wygaśnie wraz z końcem bieżącej kadencji lokatora Pałacu Namiestnikowskiego. Z pewnością jednak zabrakło po stronie rządu wyrazistej próby choćby teatralnego przekonania prezydenta do objęcia patronatem zmian w tej sferze - nawet jeśli od początku taka inicjatywa byłaby skazana na porażkę, rząd mógłby przynajmniej umyć ręce.
Na minus, co pokazują zresztą badania opinii, trzeba zapisać stosunkowo wolne procedowanie kwestii praw kobiet, zwłaszcza dostępu do aborcji, nawet jeśli i te zmiany czekałyby weto prezydenta. Ale sprawne uchwalenie ustaw dotyczących terminacji ciąży przynajmniej w oczach elektoratu Koalicji 15 października uwiarygodniłoby intencje jej liderów, którzy wbrew własnym wyborcom zbyt często spoglądają w prawo.
Podobnie negatywnie przez społeczeństwo oceniane jest niedotrzymanie sztandarowej propozycji liberałów - podniesienia kwoty wolnej od podatku. W kwestiach programowych widać zresztą, że mimo rządu koalicyjnego cała ekipa Tuska, od Lewicy po ludowców, stała się zakładnikami platformerskich w gruncie rzeczy 100 konkretów. Tak jakby wszyscy zapomnieli, że rząd emanuje rozmaitymi wrażliwościami i siłą rzeczy trudno, żeby udało się zrealizować wszystkie 100 konkretów jednego członu koalicji.
Pewnym dowodem na brak skuteczności nowej ekipy są także wciąż dość dobre notowania sondażowe PiS.
Polska na światowych salonach
Nie da się natomiast ukryć, że największe sukcesy rząd Donalda Tuska może sobie zapisać po stronie polityki zagranicznej. Jest to z całą pewnością dywidenda obecności Donalda Tuska w gremiach unijnych. Praktycznie od momentu zwycięstwa wyborczego Tusk mógł liczyć na olbrzymi kredyt zaufania ze strony Komisji Europejskiej, co znalazło swoje odbicie w odblokowaniu środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Oprócz KPO nie da się nie zauważyć rosnącej roli polskiego premiera występującego w trio z Emmanuelem Macronem i Olafem Scholzem, którego efektem jest ożywienie Trójkąta Weimarskiego.Warto wspomnieć o przywróceniu dialogu z instytucjami unijnymi w kwestii praworządności, co sprzyja wiarygodności naszego kraju w kontekście pewności prawa i stabilności gospodarczej. Ważna była też wizyta w Białym Domu. Zdaniem ekspertów, spotkanie z Joe Bidenem pomogło Tuskowi osobiście w odzyskaniu wizerunku jako polityka nie tylko proeuropejskiego, ale również proatlantyckiego, co przy okazji toczącej się wojny za naszą wschodnią granicą ma niebagatelne znaczenie. Wytrąca też oręż co bardziej krewkim krytykom premiera w Polsce.
Jednak realny test rządu wypadnie z końcem tego roku, kiedy liczne projektowane zmiany powinny wejść w życie wraz z nowym okresem budżetowym. To będzie prawdziwy sprawdzian osiągnięć ekipy Tuska. Same sukcesy w polityce międzynarodowej nie wystarczą.
Tomasz Mincer