Grażyna Ignaczak-Bandych przez ostatnie lata pełniła funkcję szefowej Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. W czwartek 13 czerwca na to stanowisko została powołana Małgorzata Paprocka. Jej poprzedniczka podała się do dymisji. Oficjalny powód to problemy zdrowotne.

Reklama

Kulisy odejścia byłej szefowej Kancelarii Prezydenta RP

Tygodnik "Polityka" opisał rzekome zachowanie Grażyny Ignaczak-Bandych z Pałacu Prezydenckiego.

Pani minister zachowuje się jak kierowniczka sklepu z PRL. Idzie jak taran i z nikim się nie liczy. Myśli, że jest pępkiem świata, że jest zaraz po prezydencie. Wrzeszczy na ludzi, chce kontrolować na potęgę, także ministrów, plotkuje, obmawia nieobecnych, mści się na tych, którzy mają inne zdanie na jakikolwiek temat - mówi w rozmowie z "Polityką" informator, czyli osoba "wysoko postawiona" w Kancelarii Prezydenta RP.

Reklama

Kto rzekomo za tym stoi?

Osoby cytowane przez tygodnik twierdzą, że powodem dymisji miał być "ostry konflikt" z szefem gabinetu prezydenta Marcinem Mastalerkiem. To on miał nie liczyć się z jej zdaniem i jak mówi informator tygodnika "Polityka" "załatwił ją, bo w donoszeniu jest po prostu lepszy".

W tekście "Polityki" można przeczytać, że Ignaczak-Bandych była nazywana "drugą damą". Miała mieć obstawę większą niż Agata Kornhauser-Duda a zdjęcia, na których nie wyszła tak, jak chciała, choć prezydent wypadł na nich doskonale, blokowała przed publikacją. Tygodnik zauważa, że takie autoryzacje to raczej przywilej pary prezydenckiej. Informatorzy "Polityki" twierdzą także, że potrafiła bezpardonowo skrytykować wygląd sekretarek, czy długość ich spódnicy.

Grażyna Ignaczak-Bandych zabrała głos w sprawie

Na zebraniu, na którym Ignaczak-Bandych ogłosiła decyzję o dymisji, zapadła wymowna cisza. Nikt o nic nie dopytywał, nie żałował, nie namawiał, by zmieniła zdanie. Niektórzy po prostu odetchnęli z ulgą - pisze tygodnik.

Poproszona o komentarz w tej sprawie Grażyna Ignaczak-Bandych stwierdziła, że gdyby to była prawda, nie żegnałoby jej "dziesiątki ludzi". Przyszło około 150 osób z kwiatami i podziękowaniami za współpracę - powiedziała w rozmowie z "Polityką". Podkreśliła, że doniesienia są "nieuczciwe" i "będzie musiała się bronić".