- Kosiniak-Kamysz: Prawdziwym celemem było potwierdzenie wybuchu
- Kosiniak-Kamysz: Prace podkomisji kosztowały fortunę
- Kosiniak Kamysz: Celem podkomisji nie było dochodzenie do prawdy
- Wnioski do prokuratury
- Tomczyk: Raport podkomisji sprzeczny z raportem zagranicznego instytutu
Jest raport z prac zespołu ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej. Szef MON mówił na jego prezentacji, że celem badania wypadków lotniczych jest sformułowanie wniosków i zbadanie przyczyn katastrof, aby do podobnych sytuacji nie dochodziło w przyszłości. Ten cel nie został osiągnięty przez podkomisję smoleńską - zauważył.
Kosiniak-Kamysz: Prawdziwym celemem było potwierdzenie wybuchu
Według Kosniaka-Kamysza celem prac zespołu Macierewicza było niezbadanie wszystkich możliwych hipotez wypadku. Prawdziwym celem działania podkomisji (...) było potwierdzenie tylko jednej hipotezy o wybuchu i odrzucanie wszystkich innych argumentów, ekspertyz, które tej hipotezy nie potwierdzały. Czyli ten cel był ściśle określony od początku - nie wyjaśnienie katastrofy, tylko potwierdzenie swojej hipotezy - mówił minister.
Jego zdaniem, celem strategicznym podkomisji było więc z jednej strony potwierdzenie wybuchu, a z drugiej - dalsze budowanie podziału społecznego i niszczenie wspólnoty narodowej - siania kłamstwa i nieprawdy.
Kosiniak-Kamysz: Prace podkomisji kosztowały fortunę
Minister obrony narodowej poinformował, że koszty działania podkomisji smoleńskiej to 34,5 mln zł. Do tego trzeba doliczyć nieodwracalne uszkodzenie, w efekcie zniszczenie samolotu Tu-154 nr 102, którego wartość wyceniono na 47 mln zł. Razem to daje ponad 81 mln zł, które Skarb Państwa poniósł na rzecz działania komisji pana Macierewicza - wyliczył.
Jego zdaniem, członkowie podkomisji omijali albo w ogóle nie stosowali prawa zamówień publicznych, bez nadzoru wypłacali gigantyczne pensje i wynagrodzenia, albo zawierali umowy z ludźmi, nie mającymi kompetencji.
Kosiniak Kamysz: Celem podkomisji nie było dochodzenie do prawdy
Szef MON zarzucił też podkomisji, że działała jeszcze po opublikowaniu 10 sierpnia 2021 raportu, a prace zakończyły dopiero wybory. Pewnie gdyby nie zmiana rządu, nigdy nie doszłoby do zakończenia działań tej podkomisji - stwierdził.
Cel był jeden: udowodnić tylko i wyłącznie swoją hipotezę wbrew wszystkim dowodom, wbrew faktom, kontynuować tę pracę po to, żeby się też uwłaszczać na działaniach podkomisji, żeby po prostu na tym zarabiać - zaznaczył. Dodał też, że podkomisja nie rozliczyła się z materiałów. Wiele materiałów, dowodów, dokumentów zostało zupełnie gdzie indziej ukryte, przeniesione, nie zostało przez członków podkomisji ujawnione - powiedział.
Wnioski do prokuratury
Szef MON poinformował też, że wnioski do prokuraturysą przygotowywane na wszystkich tych, którzy ponoszą odpowiedzialność - zarówno w wykonaniu, w działaniu komisji, jak i w braku nadzoru nad tą komisją. Wobec tych wszystkich, którzy przeinaczali fakty, dowody po to, żeby osiągać cele niepostawione przed podkomisją, ale cele polityczne" - dodał.
Tomczyk: Raport podkomisji sprzeczny z raportem zagranicznego instytutu
Wiceszef MON Cezary Tomczyk porównywał raport podkomisji z raportem NIAR (Narodowego Instytutu Badań Lotniczych), które w wielu płaszczyznach miały być ze sobą sprzeczne, a na który powoływała się podkomisja.
Tomczyk mówił, że zamieszczony w raporcie podkomisji rysunek przedstawiający zniszczenie kadłuba samolotu, który rzekomo pochodzić miał z raportu końcowego NIAR, w rzeczywistości również nie pochodził z tego źródła. Rysunek, którym posługiwała się komisja, miał udowodnić, że występowała możliwość przeżycia pasażerów samolotu podczas katastrofy. Faktyczny raport końcowy NIAR ma jednak temu przeczyć.
Wiceminister powiedział, że przypadek ten stanowi przykład poświadczenia nieprawdy w dokumencie państwowym - zapowiedział w związku z tym złożenie zawiadomienia do prokuratury
Wiceszef MON przedstawił też szczegóły sześciu analiz przygotowanych przez ekspertów zagranicznych. Były to ekspertyzy przygotowane przez National Institute for Aviation Researach (NIAR), Arnolda Franka Taylora, Görana Lilja, Christophera Protheroe, Christera Magnussona oraz Gregorego Szuladzińskiego. Byli to jedyni eksperci, którzy legitymowali się badaniem katastrof, więc ich znaczenie jest ogromne- powiedział Tomczyk.
Ze wszystkich przedstawionych przez wiceszefa MON dokumentów wynika, że przyczyną katastrofy było uderzenie skrzydła w brzozę; ekspertyzy kwestionują jednocześnie hipotezę o eksplozji na pokładzie.
Tajemniczy Rosjanin w akcji
Wiceszef MON mówił też, że w grudniu 2020 r. uzyskano informację, że z przewodniczącym podkomisji Antonim Macierewiczem nawiązał kontakt obywatel Federacji Rosyjskiej Aleksandr Glaskow.
Tomczyk przekazał, że z ustaleń służb wynika, że ten Rosjanin przekroczył granicę Polski 4 grudnia 2020 r. - wystartował z lotniska w Stambule i wylądował na lotnisku Chopina - a 15 grudnia wysłał wiadomość mailową do podkomisji i wyraził chęć spotkania z Macierewiczem.
Do bezpośredniego spotkania doszło 16 grudnia 2020 r. w biurze poselskim Antoniego Macierewicza, a nie w oficjalnej siedzibie podkomisji, gdzie na spotkanie potrzebne jest pozwolenie Służby Kontrwywiadu Wojskowego dotyczące obcokrajowców.
Według Tomczyka Rosjanin przekazał Macierewiczowi nośnik USB, zawierający materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Materiały te zostały wstępnie ocenione przez Macierewicza jako interesujące, a opisany przez obywatela rosyjskiego przebieg zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r. miał potwierdzać część dotychczasowych ustaleń tej podkomisji.
Dopiero 21 grudnia - czyli pięć dni później - Antoni Macierewicz o tej sprawie poinformował SKW, co w praktyce uniemożliwiło tej służbie ochronę kontrwywiadowczą - powiedział. Dodał, że analiza materiałów dostarczonych przez Glaskowa wskazywała na ich bardzo niską wiarygodność, a sam Rosjanin opuścił Polskę 26 grudnia 2020.
Kontakty Macierewicza z podejrzanym obywatelem Wielkiej Brytanii
Tomczyk zarzucił też, że Macierewicz przez 3 lata (od 2016 do 2019 r.) kontaktował się z pewnym człowiekiem, nie znając jego prawdziwej tożsamości i dopuszczając go do informacji o działalności podkomisji smoleńskiej. Jak mówił, chodzi o obywatela Wielkiej Brytanii, ukrywającego się pod danymi Roman Rostkiewicz.
Brytyjczyk do 2019 r. posiadał wiedzę o prowadzonych pracach podkomisji, współpracował z ekspertami zagranicznymi, na terenie Londynu spotykał się z Antonim Macierewiczem oraz zobowiązał się do wykonania zadań na rzecz podkomisji - wykazywał.
Zaznaczył, że z późniejszych ustaleń SKW wynikało, że Macierewicz nie znał prawdziwych danych osobowych rozmówcy i jego motywacji. Jak przekazał Tomczyk, SKW ustaliła, że pod fałszywym nazwiskiem Roman Roskiewicz krył się Andriej Bowbelski.