Ostatnie spięcie między premierem a wicepremierem dotyczyło sytuacji w mediach publicznych. Zaczął lider ludowców. W poniedziałek powiedział, że Piotr Farfał ma parasol ze strony PO i szefa resortu skarbu. Co więcej, w rozmowie w Radiu Zet zasugerował, że partia Tuska odpowiada za sytuację na Woronicza.

Reklama

Premier zareagował we wtorek rano w TVN 24. Odparł, że PSL jest sfrustrowane, bo nie spełniły się nadzieje ludowców na udział w podziale medialnego tortu. "To może wynikać z faktu, że PSL jest w tej sprawie outsiderem. I dlatego jest to może bardziej żal i jakieś wrażenie niż prawidłowa diagnoza" - mówił Tusk.

>>> Czytaj więcej: Lider PSL atakuje PO w "Naszym Dzienniku"

Koalicyjne spory nie dotyczą wyłącznie mediów. Tarcia w koalicji zaczęły się w lipcu po wywieszeniu na stronach MSP planu prywatyzacji Grada. Wicepremier Pawlak nic o tym nie wiedział. Od razu skrytykował założenia planu i zażądał uznania prywatyzacji menedżerskiej za jedną z form zbycia majątku państwa. Szybko przerodziło się to w spór, którym zajęły się media, a który łagodził minister Michał Boni.

Reklama

Punktem spornym wciąż jest energetyka. To sektor, w którym dużo do powiedzenia ma minister gospodarki, ale właśnie w nim rząd chce przeprowadzić największe prywatyzacje.

>>> Czytaj także: PSL okiem Piotra Zaremby

Mocne tarcia w koalicji było widać także przy przygotowywaniu projektu budżetu. O wielkim deficycie Pawlak dowiedział się z mediów. Zirytowany zaczął dzwonić do Tuska, jego najbliższych współpracowników i ministra finansów Jacka Rostowskiego. Nikt nie odbierał od niego telefonu.

Reklama

czytaj dalej



Na tym się nie skończyło. Członkowie rządu opowiadają, że w czasie prac nad budżetem na posiedzeniu Rady Ministrów Pawlak poprosił o głos. Przez kilka minut tłumaczył, że jako wicepremier odpowiada za wszystkie resorty gospodarcze, także finansów, i powinien być informowany o najważniejszych działaniach. "Premier powiedział jedynie <dziękuję> i przeszedł do kolejnego punktu porządku" - relacjonuje osoba uczestnicząca w posiedzeniu.

>>> Przeczytaj o kłótni posłów PO i PSL

W poniedziałek kolejny raz spotkanie kierownictwa koalicji nie doszło do skutku. O tym, że jest odwołane, ludowcy dowiedzieli się pół godziny przed tym, jak miało się rozpocząć. Zamiast koalicji spotkała się czołówka Platformy. "Polityka jest dynamiczna i nasi partnerzy na pewno to rozumieją" - komentuje wiceprzewodniczący PO Waldy Dzikowski.

Co na to ludowcy? "Boję się, że w tej koalicji zbliżamy się do punktu krytycznego. Jak nie ma rozmów w cztery oczy, nawet dziesięć oczu, to zaczynamy się rozjeżdżać" - mówi Eugeniusz Kłopotek. Dodaje, że jeśli dłużej takich rozmów nie będzie, to koalicjanci zaczną się od siebie oddalać. "Aż w końcu przyjdzie taki dzień, że się rozjedziemy w sejmowych głosowaniach. Co wtedy będzie, wszyscy chyba wiedzą" - przewiduje Kłopotek.

Inni ludowcy oficjalnie o sytuacji w koalicji mówią dobrze albo wcale. Nieoficjalnie przyznają jednak, że problem jest, i to poważny. A jego partyjny kolega dodaje: "Skoro Kłopotek tak jedzie po tej koalicji i Pawlak nic mu za to nie robi, to jasny dowód, że kierownictwo partii myśli tak samo".