"To możliwe, prowadzimy w tej sprawie rozmowy" - zdradza nam obecny szef komisji Mirosław Sekuła. "Janusz Palikot rezygnował ze stanowiska, gdy była presja na naszą komisję ze strony PiS" - tłumaczy Sekuła. I dodaje, że posłowie PiS nie chcieli pracować w komisji pod przewodnictwem Palikota. Ten więc ustąpił. "Minęło już jednak sporo czasu, a PiS do komisji nie wróciło. Gest został więc zlekceważony, w związku z tym nie ma sensu przy tym na siłę trwać" - dodaje Sekuła i zapowiada, że jeśli ostateczna decyzja w tej sprawie zapadnie, on niezwłocznie zrezygnuje z funkcji szefa komisji.
Jednak Palikot utracił funkcję w innych okolicznościach. Oficjalnie został odwołany ze stanowiska nie dlatego, że w komisji nie chciało pracować PiS. Była to kara, jaką na Palikota nałożył zarząd Platformy. Chodziło o jeden z jego wywiadów, w którym powiedział, że była minister rozwoju regionalnego w rządzie PiS, a obecnie posłanka tego ugrupowania Grażyna Gęsicka "sprostytuowała się". Była to jego reakcja na konferencję Gęsickiej, na której zarzucała ona rządowi Donalda Tuska złe wykorzystywanie środków unijnych.
Okres kary najwyraźniej dobiega już końca. Nieoficjalnie politycy PO przyznają, że decyzja w tej sprawie praktycznie jest już podjęta. "To zawsze była jego komisja, nie ma więc nic dziwnego w tym, że wraca, zwłaszcza teraz, gdy stał się bardziej przewidywalny" - mówi nam osoba z kierownictwa Platformy. A inna dodaje: "Powrót Palikota na ten fotel był tylko kwestią czasu, wszystko wskazuje na to, że okres jego kary dobiega końca, zresztą na partyjnych spotkaniach sam się tym ostatnio chwalił".
O planach powrotu Palikota na szefa Przyjaznego Państwa mówią także przedstawiciele PSL i SLD. "Dostaliśmy już taką informację" - zdradza nam jeden z członków komisji i dodaje: "Mamy być gotowi już na najbliższe posiedzenie".
Sam Palikot do końca tygodnia jest poza granicami Polski, nie odbierał od nas telefonu i nie odpisywał na SMS-y.