Podpisanie przez prezydenta traktatu reformującego Unię Europejską - nazywanego często unijną konstytucją - to efekt wygranego przez euroentuzjastów referendum w Irlandii. Lech Kaczyński wielokrotnie mówił, że podpisze dokument dopiero wtedy, gdy Irlandczycy powiedzą "tak" dla "Lizbony". I tak się właśnie stało tydzień temu.
Prezydent w ogniu krytyki
Prezydent jest krytykowany przez jednych - głównie przez rządzącą Platformę Obywatelską - za opieszałość przy procesie ratyfikacji dokumentu. Inni krytykują Lecha Kaczyńskiego za to, że w ogóle go podpisał. Wśród odrzucających Traktat są głównie politycy związani ze środowiskiem Radia Maryja.
Dzisiejszy "Nasz Dziennik" pisze, że prawicowi parlamentarzyści chcą odesłać Traktat do Trybunału Konstytucyjnego, który ma orzec , czy jest on zgodny z polską Konstytucją.
"Podpisanie traktatu oznacza ograniczenie naszej suwerenności na rzecz innych dużych państw członkowskich UE, w tym Niemiec. Bo co to jest tak naprawdę prawo europejskie? To są dyrektywy komisarzy, przedstawicieli władzy wykonawczej UE, które ingerują w ustawodawstwo naszego parlamentu. A można przecież zastosować pewne precedensy, tak jak to zrobili Niemcy w Karlsruhe, i skierować dokument do Trybunału Konstytucyjnego" - powiedział "Naszemu Dziennikowi" senator Ryszard Bender.
Także wśród posłów PiS kiełkuje pomys odesłania Trakttu do Trybunału. Przygotowal wniosek w tej sprawie, pod którym podpisało się już 60 posłów. Jego treść nie została udostępniona. Wśród sygnatariuszy są m.in. Zbigniew Girzyński, Krystyna Grabicka, Elżbieta Rafalska i Gabriela Masłowska - pisze "Nasz Dziennik".
Wielcy obecni i nieobecni na uroczystości
Na uroczystość podpisani dokumentu przez prezydenta zaproszenia przyjęło kilku ważnych polityków. W Pałacu Prezydenckim jest szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, premier przewodniczącej obecnie UE Szwecji, Fredrik Reinfeldt, a także premier Donald Tusk i marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski tłumaczył z kolei, że zaproszenie przyszło do niego w ostatniej chwili, a on ma już własne plany. Marszałek dodał, że dziwi go pomysł robienia wielkiej uroczystości. Według niego, miałaby ona sens, gdyby była zorganizowana wiele miesięcy temu, tuż po tym, gdy Sejm uchwalił ustawę upoważniająca prezydenta do ratyfikacji Traktatu.
Podczas uroczystości zabraknie też szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego i przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Andrzeja Halickiego (PO). Ten pierwszy ma spotkanie z ambasadorem Wielkiej Brytanii, a drugi przebywa za granicą.
Zdaniem premiera, który wybiera się do Pałacu, do ratyfikacji Traktatu dochodzi "za późno", a ta zwłoka raczej przyniosła "straty niż korzyści, jeśli chodzi o naszą europejską grę" - powiedział wczoraj Tusk.
Po 557 dniach od ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego przez Sejm, Lech kaczyński też złożył podpis pod dokumentem. Część Polaków uważa, że przyczyniamy się w ten sposób do większej intergracji Unii Europejskiej. Ale wielu mówi też o zrzeczeniu się kontroli nad Polską na rzecz europejskiego supermocarstwa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama