Mimo to premier Julia Tymoszenko wciąż twierdzi, że nie można mówić o epidemii świńskiego typu wirusa. "Mamy do czynienia z epidemią grypy sezonowej, której towarzyszy niewielka liczba przypadków grypy typu kalifornijskiego" - mówi. Do tej pory zarejestrowano 225 tys. zachorowań na grypę niezależnie od jej rodzaju. 7 proc. chorych hospitalizowano. Niemal co drugi chory to mieszkaniec graniczącego z Polską obwodu lwowskiego. Przypadki śmiertelne zanotowano w czterech innych obwodach na zachodzie kraju. Dla porównania: rocznie na zwykłą, sezonową grypę umiera ok. 6,5 tys. Ukraińców.

Reklama

Ukrainie w walce z epidemia pomagają sąsiedzi: z Polski, Rumunii, Słowacji i Węgier, a także Szwajcarii przybyło już kilkanaście ton tamiflu, kombinezony i tysiące maseczek ochronnych. Bratysława przekazała Kijowowi połowę własnych rezerw masek (200 tys.), zaś Polacy dodatkowo zaoferowali respiratory, testy do wykrywania A/H1N1 i specjalne okulary ochronne. Wczoraj przedstawicielstwo Kijowa przy NATO poprosiło o pomoc kraje członkowskie Sojuszu. W liście wyliczono niezbędne preparaty i potrzebny sprzęt.

Tymczasem władze Estonii i Łotwy zaapelowały do swoich obywateli, aby ci nie decydowali się na podróż nad Dniepr bez wyraźnej potrzeby. Białorusini i Rosjanie zaostrzyli zaś kontrolę na przejściach granicznych z Ukrainę.

Ukraińskie władze z kolei zaczęły kontrolować apteki. Wielu właścicieli znacznie podwyższyło ceny najpopularniejszych środków antygrypowych. 'Kontroli dokonują milicjanci z wydziałów ds. walki z przestępstwami gospodarczymi" - mówił portalowi Zaxid.net Denys Charczuk ze lwowskiego oddziału MSW. W Kijowie z kolei zamknięto już kilkanaście punktów farmaceutycznych, które proponowały leki niezgodne z rządowymi wytycznymi. Zdaniem parlamentarzystów, leków i maseczek wystarczy najwyżej na kilka dni.

"Mamy od rana do wieczora olbrzymie kolejki. Leków powoli zaczyna brakować" - mówi nam farmaceutka z apteki w podlwowskiej Żółkwi. To samo mówi nam pracowniczka z niedalekiej Kamionki Bużańskiej. Ukraińcy poza preparatami medycznymi siegają też do ludowych metod walki z grypą - syropów robionych z cebuli, miodu i spirytusu.

Choć przypadki świńskiej grypy odnotowano na razie tylko na zachodzie, niepokój odczuwalny jest także w pozostałej części kraju. "W Kijowie widać już pojedynczych ludzi w maskach. Odwołano większość imprez masowych" - opowiada nam mieszkaniec stolicy Wadym Osinski.

Z drugiej strony w wielu środowiskach króluje plotka. Wczoraj naczelny lekarz kraju Ołeksandr Biłowoł po raz kolejny dementował pogłoski, jakoby Ukraińcy umierali na… dżumę septyczną.

"O czym wy w ogóle mówicie? Nie ma mowy o żadnej dżumie. To grypa, jaka panuje na całym świecie" - denerwował się. Niektórzy komentatorzy za panikę obarczają odpowiedzialnością władze. Wczoraj jeden z deputowanych zaapelował do kolegów posłów o przychodzenie na obrady w maskach. "Jeśli usiądziemy w Radzie Najwyższej, to ludzie zaczną szturmować kasy kolejowe czy autobusowe i wyjadą nie wiadomo dokąd" - apelował do zdrowego rozsądku przewodniczący parlamentu Wołodymyr Łytwyn.