Domy publiczne zostały zdelegalizowane ponad pół wieku temu.

"Ich ponowne otwarcie, stworzenie dzielnic z czerwonymi latarniami i doprowadzenie do tego, by prostytutki płaciły podatki, to kwestia zdrowego rozsądku" - oświadczył Calderoli, minister do spraw uproszczenia legislacji.

Reklama

"Jeśli ktoś ma szczególny seksualny pociąg i chce go zaspokoić, w porządku, ale to nie powinno być dokuczliwe dla innych, zwłaszcza tam, gdzie są rodziny z dziećmi" - dodał minister Calderoli.

Do słów ministra bardzo krytycznie odniosła się katolicka Wspólnota imienia Jana XXIII, która niesie pomoc byłym kobietom ulicy.

Ostro zareagowała także włoska partia komunistyczna. Jej rzeczniczka Paola Pellegrini uznała, że Roberto Calderoli myśli o kobietach "w kategorii handlu".

Sondaże wskazują, że większość Włochów opowiada się za ponownym otwarciem zamkniętych w 1958 roku domów publicznych, by w ten sposób doprowadzić do tego, aby dziesiątki tysięcy prostytutek zniknęły z ulic.

Ostre przepisy, zakazujące ich obecności na ulicach wprowadziły w ostatnich latach władze wielu włoskich miast. Zarówno na nie, jak i ich klientów, nakładane są kary w wysokości do 500 euro.