Ma on być wart w sumie 6 mld. euro i działać od 2010 do 2012. Problem jednak w tym, że oprócz Szwecji i Wielkiej Brytanii nikt w Unii nie chce go finansować.

Reklama

Spór o to, ile kto z UE ma dopłacać Chinom, Indiom, Brazylii czy krajom afrykańskim za "stawanie się zielonym" to kolejna odsłona wielkiej bitwy o kształt porozumienia kopenhaskiego, które ma być podpisane na zakończenie trwającego właśnie szczytu w duńskiej stolicy.

Wcześniej brytyjskie i duńskie media ujawniły projekt umowy kopenhaskiej, z którego wynika, że bogaty Zachód zamierza narzucić sobie mniejsze limity emisji gazów niż Chinom czy Indiom. Co więcej zamożne państwa zamierzają płacić mniej na walkę z globalnym ociepleniem niż wcześniej przewidywano, bo tylko 10 mld. dol rocznie od 2012 roku (wcześniej Bruksela mówiła o sumie 15 mld. euro rocznie jako składce samej UE) Prowodyrem "wymanewrowania" ubogich są - według Guardiana - USA, Wielka Brytania i Dania.

Zdaniem części analityków pojawienie się zarysu porozumienia kopenhaskiego w prasie to element wojny na przecieki - pomocnej w negocjacjach klimatycznych. Wcześniej ujawniono maile, z których wynikało, że naukowcy zaangażowani w walkę z globalnym ociepleniem naciągają fakty do swoich proekologicznych tez. Przeciek maili był jednoznacznie wymierzony w zwolenników radykalnej walki z emisją gazów. Upublicznienie treści porozumienia kopenhaskiego ma uderzyć w zwolenników umiarkowanych rozwiązań.

Reklama

Spektakularne doniesienia o tym, że bogaci nie chcą pomagać biednym walczyć o ochronę klimatu już wywołały reakcje uczestników szczytu. Wczoraj Lumumba Dia Ping - przywódca bloku 135 państw rozwijających się - oświadczył, że ujawniona treść umowy to "poważne naruszenie zasad, które zagraża powodzeniu procesu negocjacyjnego w Kopenhadze".