"Polska deklaruje 10 proc. przychodu ze sprzedaży AAU's w latach 2010-12, nie więcej niż 100 mln ton. To będzie kwota znacząca - kilkadziesiąt milionów euro. Kwota większa niż wpłaty kilku innych krajów z naszego regionu (...), z drugiej strony, oddająca poziom rozwoju gospodarczego i zamożności Polski" - powiedział Dowgielewicz w kuluarach szczytu UE w Brukseli.

Reklama

Na rozpoczętym w czwartek spotkaniu szefów państw i rządów "27" szwedzkie przewodnictwo apeluje o dobrowolne środki na pomoc dla najuboższych krajów w walce ze zmianami klimatycznymi, co ma zwiększyć szanse na sukces toczących się w Kopenhadze światowych negocjacji klimatycznych. Celem szwedzkiego przewodnictwa jest uzbieranie 6 mld euro na lata 2010-2012.

Polską zapowiedź Szwedzi powitali z zadowoleniem. Cieszymy się, że Polska, jako jeden z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, publicznie ogłosiła swój udział - powiedział pragnący zachować anonimowość szwedzki dyplomata. Zapewnił, że wśród krajów członkowskich "nie ma najmniejszego sprzeciwu", by Polska deklarowała procent z przyszłych dochodów ze sprzedaży nadwyżek, nie zaś "twarde" pieniądze, jak inne kraje.

AAU's to środek, którym kraje mają prawo handlować i robić z dochodami, co chcą - powiedział.

Polska ma w tej chwili ok. 500 mln ton uprawnień do emisji dzięki "nadwyżkom" redukcji osiągniętym od 1988 roku. W sumie polskie emisje spadły o 30 proc., podczas gdy polski cel z protokołu z Kioto wynosił tylko 6 proc. Nadwyżki można sprzedać na rynku: Polska sprzedała dotąd 25 mln ton Hiszpanii i 15 mln ton Irlandii - które przekroczyły swoje limity emisji. Wykorzystanie dochodów ze sprzedaży nadwyżek na ochronę klimatu wpisuje się w promowaną przez Polskę koncepcję "zazielenienia" AAU's.

Na apel przewodnictwa o dobrowolne składki już odpowiedziało kilkanaście krajów. Sama Szwecja zapowiedziała 765 mln euro, dając przykład pozostałym państwom. Kolejni ofiarodawcy to m.in. Wielka Brytania (884 mln euro), Belgia (150 mln euro), Finlandia (100 mln euro), Dania (160 mln euro), Holandia (100 mln euro), Hiszpania (300 mln euro). Wszystkie przeznaczyły te środki na okres trzech lat: 2010-12.

"Nie będziemy się ścigać z Duńczykami, Holendrami czy Szwedami, kto jest bogatszy, bo odpowiedź jest oczywista" - powiedział Dowgielewicz, według którego zaproponowana przez Polskę formuła oznacza przeznaczenie dla najbiedniejszych krajów 50-60 mln euro w latach 2010-2012.

Reklama

"Biedniejsze kraje płacą troszkę mniej, bogatsze trochę więcej - tak powinno być - tłumaczył. - Proszę nie oczekiwać, że dokonamy niemożliwego i przerzucimy środki z budżetu. Myślę, że znaleźliśmy dobry sposób finansowania polskiego wkładu".

W uzyskanym przez PAP projekcie wniosków końcowych szczytu wciąż jest "X" w miejscu sumy, ale zgodnie z wyliczeniami Komisji Europejskiej Szwedzi chcą uzbierać około 2 miliardów euro na rok, czyli 6 mld euro przez trzy lata, i dać je najuboższym krajom, o ile w Kopenhadze dojdzie do porozumienia. "Będę (na szczycie) prosił o dobrowolne kontrybucje. Na szczycie w październiku oceniliśmy te potrzeby na 5-7 mld euro rocznie (w latach 2010-12 - PAP) i UE weźmie w tym udział" - powiedział dziennikarzom, wchodząc na obrady, premier Szwecji Fredrik Reinfeldt.

Szwedzki dyplomata potwierdził, że na szczycie nie zapadnie decyzja o tym, by UE podniosła poziom redukcji swoich emisji CO2 z 20 do 30 proc. do roku 2020, ponieważ nie ma w tej chwili porównywalnych zobowiązań ze strony innych uprzemysłowionych krajów, w tym przede wszystkim USA. Taką samą opinię wyraził Dowgielewicz.

"Różni liderzy opowiadają swoim elektoratom, że zgodzą się natychmiast na przejście na 30 proc., a jak wchodzą (tutaj), to niekoniecznie mówią tym samym językiem. Nie wydaje się w ogóle, by ktokolwiek miał zamiar proponować bezwarunkowe przejście na 30 proc. w przyszłym tygodniu w Kopenhadze" - powiedział szef UKIE.