– Wyciągamy wnioski z pięciu lat obecności w UE. Będziemy bardziej skuteczni, bo w jednym miejscu będą skupione instrumenty umożliwiające wpływanie zarówno na politykę europejską, jak i globalną – mówi obecny szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz.
Dowgielewicz od 1 stycznia nie będzie już ministrem ds. europejskich. Niemal pewne jest, że obejmie stanowisko sekretarza stanu w resorcie Radosława Sikorskiego. Sam na ten temat nie chce się wypowiadać. – To kwestia decyzji premiera. Od niego zależy, kogo powoła na poszczególne funkcje w MSZ – mówi Dowgielewicz.
Nowa ustawa o połączeniu UKIE i MSZ zwiększa koordynacyjną rolę szefa MSZ. Czy Sikorski i Dowgielewicz nie będą jednak rywalizować o prym w sprawach europejskich? – Nie spodziewam się między nimi tarć i zgrzytów. Raczej będą się uzupełniać – mówi eurodeputowany PO Krzysztof Lisek. Ale niektórzy politycy PO są innego zdania. Obawiają się, że resort dla Sikorskiego, który ma duże ambicje polityczne, i Dowgielewicza z ambicjami w polityce europejskiej, może okazać się za ciasny. – Nie ma mowy o konkurowaniu dzisiaj i nie spodziewam się, by po 1 stycznia było inaczej – zapewnia szef UKIE.
W ramach zmian ustawowych ma powstać komitet do spraw europejskich. To gremium ma uzgadniać stanowisko rządu w najważniejszych sprawach dotyczących UE. Jego obradom będzie mógł przewodniczyć premier. Jeśli sporu nie da się rozwiązać w tym gremium, problem trafi na posiedzenie rządu.
Właśnie styczniowa wizyta Van Rompuya będzie pierwszym sprawdzianem tego, jak współdziałają Sikorski z Dowgielewiczem. Podczas wizyty prezydenta UE w Warszawie mogą już zapaść decyzje dotyczące szczegółów kalendarza polskiej prezydencji. Obejmujemy przewodnictwo w UE 1 lipca 2011 r. Do rozstrzygnięcia są takie kwestie jak ilość szczytów zorganizowanych podczas naszego przewodzenia Unii. Na pewno będą dwa – w październiku i grudniu 2011 r. Ale oba w Brukseli. Czy jest szansa, by przwdócy unijni zawitali do Warszawy na jakiś dodatkowy, nadzwyczajny szczyt? To zależy w dużej mierze od Van Rompuya. Bo od teraz to on, a nie premier kraju prezydencji, ma przewodniczyć obradom szczytu. Prezydencja będzie odpowiedzialna tylko za jego przygotowanie merytoryczne. A to i tak najważniejsza prerogatywa. Tym bardziej że właśnie na naszą prezydencję przypadnie kluczowy etap negocjacji unijnego budżetu na lata 2014 – 2020.