Według rzecznika irackiego resortu decyzja zapadła w tej chwili, gdyż właśnie teraz stało się możliwe sfinansowanie etatów. Jednak według sunnickich polityków obecny premier Nuri al-Maliki chce dzięki temu zwiększyć swoje poparcie w zbliżającym się głosowaniu.
"Nie ma żadnych wątpliwości, że posunięcie to ma związek z wyborami i ma na celu zdobycie głosów" - uważa Majsun al-Damludżi, kandydat Irackiego Porozumienia Narodowego, na którego czele stoi były premier Ijad Alawi.
Z oświadczenia ministerstwa obrony wynika, że oficerowie ci zostaną przywróceni do służby w niedzielę, co oznacza, że będą mogli głosować w wyborach.
Kwestia, co zrobić z osobami, które pracowały dla obalonego reżimu, jest jednym z głównych problemów w powojennym Iraku. Z rządowych stanowisk zwolniono setki tysięcy ludzi, a armia Saddama została całkowicie rozwiązana. Decyzja była często krytykowana, ponieważ przyczyniła się do wzmocnienia sunnickiej rebelii.
Choć w 2008 roku wielu osobom pozwolono wrócić na rządowe stanowiska, podejście do byłych członków saddamowskiej partii Baas wciąż jest źródłem wielu napięć w Iraku. Przed wyborami kandydować zabroniono ok. 440 osobom związanym z obalonym reżimem. Są to w większości sunnici, a na czele komisji odpowiedzialnej za to posunięcie stoi dwóch szyitów podejrzewanych o powiązania z Iranem, którzy również startują w wyborach.
Na liście tej znalazł się wpływowy sunnicki polityk Saleh Mutlak. W czwartek ogłosił on, że jego partia Iracki Front Dialogu Narodowego wystartuje jednak w wyborach, choć tydzień wcześniej wycofała się z nich w proteście przeciwko zakazowi.
Decyzja partii Mutlaka znacznie zmniejsza zagrożenie, że mniejszość sunnicka zbojkotuje głosowanie. USA mają nadzieję, że dzięki wyborom uda się doprowadzić do pojednania narodowego, co pozwoli Amerykanom wycofać się z Iraku.