Według danych z poniedziałku rano, co najmniej 48 osób zginęło we Francji w wyniku gwałtownej nawałnicy Xynthia, która w sobotę i niedzielę przeszła nad tym krajem. Była to jedna z najsilniejszych nawałnic we Francji od 1999 roku. Prędkość wiatru na wybrzeżu dochodziła do 150 km/h.
Blisko 10 tysięcy strażaków przeczesuje zalane tereny na atlantyckim wybrzeżu, poszukując około 30 zaginionych osób. W akcji ratunkowej biorą udział śmigłowce i łodzie. Służby ratunkowe nie zdołały jeszcze dotrzeć do niektórych gospodarstw, w których drzwi i okiennice są zamknięte.
Najbardziej poszkodowany jest departament Wandea, gdzie w wyniku szalejącej wichury i spowodowanej przez nią powodzi utopiło się co najmniej 26 osób.
Ubiegłą noc ponad 500 ocalonych z kataklizmu spędziło w różnych ośrodkach socjalnych lub u krewnych. Francuskie szpitale przyjęły w ostatnich godzinach około 30 rannych.
W poniedziałek rano jeszcze pół miliona gospodarstw domowych, głównie w zachodniej i centralnej części Francji, było pozbawionych prądu. Nad przywróceniem zerwanych linii elektrycznych pracuje w terenie około 4 tysięcy pracowników energetyki. Może to potrwać jeszcze kilka dni.
Po niedzielnym specjalnym spotkaniu ze sztabem kryzysowym premier Francji Francois Fillon nazwał nawałnicę "klęską narodową". Zapowiedział "wyjątkowy plan wzmocnienia falochronów" i odbudowy zniszczonych terenów. Rząd ogłosił też natychmiastowe odblokowanie z budżetu państwa 1 miliona euro na rzecz ofiar kataklizmu.
Paryż zapowiada też, że będzie w Brukseli zabiegał o pomoc dla poszkodowanych z unijnego funduszu solidarnościowego.
W poniedziałek rano prezydent Nicolas Sarkozy udał się do najbardziej poszkodowanych departamentów nad Atlantykiem: Wandei i Charente-Maritime.
Xynthia jest największą wichurą we Francji od 1999 roku. Kraj ten nawiedziły wtedy huragany Lothar i Martin, pochłaniając 92 ofiary śmiertelne i powodując szkody na sumę 7 miliardów euro.