88-letni skazany przyznał się w trakcie procesu do zarzucanych mu czynów. Zaznaczył jednak, że wykonywał rozkazy, a zastosowane "środki represji" uważał wówczas za konieczne.

Boere, zaliczany kiedyś przez Centrum im. Szymona Wiesenthala w Jerozolimie do dziesięciu najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy, był w czasie II wojny światowej członkiem komanda Feldmeijera. Wykonywało ono egzekucje na holenderskiej ludności cywilnej w ramach represji za działania ruchu oporu. W wyniku operacji "Silbertanne", prowadzonej przez komando od września 1943 r. do września 1944 r., zginęły bądź ciężko ranne zostały 54 osoby.

Reklama

Boere przyznał w sądzie, że był dumny, iż wybrano go do służby w SS. Wykonał egzekucje w Bredzie, Voorschoten i Wassenaar niedaleko Hagi w lipcu oraz we wrześniu 1944 r. Oskarżycielami posiłkowymi w procesie byli synowie dwóch z ofiar komanda Feldmeijera.

W 1949 roku Heinrich Boere został skazany zaocznie przez sąd w Hadze na śmierć. Karę tę zamieniono później na dożywocie.

Jeszcze przed holenderskim procesem zdołał on jednak uciec do Niemiec, a władze tego kraju odrzuciły wniosek o ekstradycję swego obywatela. Przez dziesięciolecia Boere prowadził zwyczajne życie w rodzinnym Eschweiler koło Akwizgranu. Dopiero w październiku 2009 r. ruszył proces o mordy sprzed 65 lat.

Reklama

Obrońcy skazanego próbowali doprowadzić do umorzenia procesu, wskazując, że Boere został już raz skazany za te same czyny. Powoływali się przy tym na nowy unijny Traktat z Lizbony, a w szczególności na Kartę Praw Podstawowych. Jak twierdzili adwokaci, zgodnie z zapisami Karty za ten sam czyn można w UE zostać skazanym bądź ukaranym tylko raz, niezależnie od tego, czy kara została wykonana.

Sąd odrzucił jednak argumentację obrońców.

Reklama

Oskarżony przysłuchiwał się całemu procesowi w Akwizgranie, siedząc na wózku inwalidzkim. Nie zabierał głosu na sali sądowej. Jego zeznania odczytywali adwokaci.

O tym, czy Boere faktycznie trafi do więzienia, zdecydują ostatecznie biegli lekarze.