Likwidacja jednego z liderów palestyńskiego Hamasu Mahmuda Al-Mabuha miała być specialite de la maison Mossadu. Wszystko było zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Agenci wywiadu izraelskiego obserwowali przeciwnika od miesięcy. Doskonale znali jego zwyczaje i wiedzieli, kiedy opuści kryjówkę. Jeden ze współpracowników Mossadu ustalił, że samolot z celem na pokładzie o czasie wylatuje z syryjskiego Damaszku. Kolejni "witali" go w Dubaju.
W tym samym czasie komando zabójców (w tym jedna kobieta) na lewych papierach ściągało z Europy do emiratu. Al-Mabuh zatrzymał się w hotelu Al-Bustan Rutana. Poprosił o pokój bez balkonu, by utrudnić pracę ewentualnym zamachowcom. Dzień później już nie żył. Izraelscy szpiedzy wstrzyknęli mu truciznę, która spowodowała wylew. Na hotelowej szafce ustawiono leki na nadciśnienie, by lekarze nie mieli złudzeń, że zmarł z przyczyn naturalnych. Taką wersję wydarzeń z końca stycznia tego roku ustalili dziennikarze śledczy brytyjskiego Sunday Timesa. Dziś jest niemal pewne, kto zaplanował i zlecił operację. To generał Meir Dagan, legendarny szef Mossadu, były spadochroniarz i szpieg.
Filozofia Meira Dagana jest klarowna: albo my ich, albo oni nas. Znacznie barwniej jego credo opisuje scena z centrali Mossadu na północnych przedmieściach Tel Awiwu, którą przytacza jeden z brytyjskich dziennikarzy. Szef wywiadu na ścianie zawiesił archiwalne zdjęcie swojego dziadka z czasów II wojny światowej. Starszy mężczyzna klęczy, a esesman celuje z karabinu w jego głowę. Trauma Holokaustu i niechęć, by znów mieć poczucie niemocy wobec wroga, są wyznacznikami działania agencji wywiadowczej, którą kieruje Dagan. Właśnie dlatego generał stał się mistrzem w wymyślaniu intryg przeciw wrogom państwa żydowskiego.
Urodzony w Nowosybirsku w 1945 r. Meir Huberman-Dagan od początku dorosłego życia był związany z izraelskimi siłami specjalnymi. Nikt z jego otoczenia nie ma wątpliwości, że to typ żołnierza, a nie urzędnika. Początek jego kariery w wojsku to rok 1963. Właśnie wtedy wstąpił do desantu, by cztery lata później walczyć w wojnie sześciodniowej na półwyspie Synaj, a następnie na wzgórzach Golan. Lata 70. to początek jego pracy w jednej z najbardziej elitarnych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych jednostek wojskowych Izraela – Sajeret Rimon. Żołnierze tej formacji odpowiadali za tłumienie palestyńskiego ruchu oporu. Rekrutowano do niej głównie ludzi znających arabski i potrafiących wtapiać się w otoczenie na terenach palestyńczyńskich. Komandosi w cywilnych ubraniach i nieoznaczonych samochodach organizowali polowania na przywódców powstającego wówczas ruchu oporu na Zachodnim Brzegu Jordanu. Sajeret, w którym służył Dagan, był armią w armii. Miał własny wywiad, ekipy ewakuujące komandosów w razie kłopotów, lekarzy, snajperów, specjalistów od ładunków wybuchowych. W czasie wojny libańskiej w 1982 r. Dagan służy już w innej formacji. Tworzy Jednostkę 504, której zadaniem jest instalowanie w Libanie agentów do wykorzystania w przyszłości, gdy powstanie nieuznający Izraela szyicki Hezbollah.
W 1995 r. przechodzi na emeryturę. Ale rząd nie daje mu odpocząć. Rok później Dagan wraca i staje na czele izraelskiego Centrum Walki z Terrorem. W 2002 r. premier Ariel Szaron powołuje go na szefa Instytutu Wywiadu i Zadań Specjalnych, czyli legendarnego Mossadu. Rozpoczyna się renesans jednostki Kidon (Sztylet), która wchodzi w skład Mossadu, a jej głównym zadaniem jest fizyczna likwidacja wrogów Izraela. Nad 48 zabójcami z Kidonu (w tym sześcioma kobietami) czuwa Meir Dagan.
Czytaj dalej >>>
W 2008 r. ginie Imad Mughnieh, założyciel Hezbollahu i komendant szyicki odpowiedzialny za ataki na ambasadę amerykańską i koszary US Army w Bejrucie. Za jego śmiercią stoi nie kto inny, tylko Meir Dagan, który osobiście zamach organizował i nadzorował. Scenariusz był znacznie prostszy niż ostatnia operacja w Dubaju. W samochodzie Imada zamontowano silny ładunek wybuchowy. Po trzaśnięciu drzwiami w swoim mitsubishi pajero głowa Mughnieha odleciała wraz z wyrwanym z siedzenia zagłówkiem. Tuż po zamachu z Daganem prywatnie spotkał się premier Ehud Olmert, by pogratulować sukcesu. Dokładnie ten sam scenariusz powtórzy Beniamin Netanjahu w styczniu tego roku po zabójstwie Mahmuda Al-Mabuha w Dubaju.
Wcześniej, w 1997 r., agenci izraelscy – według prasy zachodniej również na zlecenie Dagana i ówczesnego premiera Beniamina Netanjahu – polowali w Ammanie na innego lidera Hamasu, legendarnego Chaleda Meszala. Mieszkającego w Jordanii komendanta na ulicy zaatakowało dwóch agentów Mossadu legitymujących się kanadyjskimi paszportami (fałszywe papiery z obcych państw to znak rozpoznawczy izraelskiego wywiadu; paszportami brytyjskimi i irlandzkimi posługiwano się również podczas ostatniej operacji w Dubaju). W okolicę lewego ucha wstrzyknięto mu truciznę paraliżującą układ nerwowy i w konsekwencji prowadzącą do śmierci. Akcja nie zakończyła się jednak sukcesem. Oficerów Mossadu zatrzymali ochroniarze Meszala. Ludzie Kidonu trafili do więzienia, zaś król Jordanii zażądał od Izraela antidotum na truciznę w zamian za uwolnienie agentów. Jerozolima spełniła ten warunek, a także wypuściła z więzienia duchowego przywódcę Hamasu, szejka Ahmeda Jassina. Bilans był ujemny: Meszal przeżył, a na wolności znalazł się kolejny wróg państwa żydowskiego. Dagan i jego ekipa musieli wyrównać rachunki. W 2004 r. jako szef Mossadu oglądał, jak śmigłowce odpalają nad miastem Gaza w kierunku poruszającego się na wózku inwalidzkim Jassina rakiety Hellfire.
Analitycy i byli oficerowie służb specjalnych, z którymi rozmawialiśmy, nie mają złudzeń: to, co wydarzyło się w Dunaju i wcześniejsze zabójstwa dokonywane w imię racji stanu Izraela, przynoszą państwu żydowskiemu korzyści i filozofia Meira Dagana nie zostanie zakwestionowana. – Mahmud Al-Mabuh nie żyje. Operacja zakończyła się więc sukcesem. Za dwa tygodnie nikt nie będzie pamiętał o politycznych czy dyplomatycznych reperkusjach zabójstwa w Dubaju, a Mabuh nadal będzie martwy – mówi DGP znawca izraelskich służb specjalnych Steven Cook z amerykańskiego Council on Foreign Relations. – Izrael od długiego czasu w ten sposób eliminuje swoich śmiertelnych wrogów. Musi mu się to zatem opłacać – dodaje.
Efraim Kam, były pułkownik izraelskiego wywiadu wojskowego Aman, nie ma wątpliwości. – Jeśli to zrobił Mossad, mogę powiedzieć, że wykonał dobrą robotę – mówi nam. Jak ocenia konsekwencje dyplomatyczne zabijania w obcych państwach wrogów Izraela? – Takie sprawy umierają śmiercią naturalną w ciągu kilku tygodni. A ich przesłanie jest jasne: wrogowie Izraela nie są bezpieczni ani w krajach arabskich, ani nigdzie indziej – dodaje Kam.
Czytaj dalej >>>
Sam Dagan też nie będzie miał problemów. Nawet jeśli do mediów trafią nagrania z kamer CCTV, na których widać oficerów Mossadu polujących na Al-Mabuha w dubajskim hotelu Al-Bustan Rutana. – W Izraelu Dagan cieszy się wielkim szacunkiem. Jest szefem Mossadu u kolejnych premierów. Knesset go chwali. Panuje powszechne przekonanie, że odnosi sukcesy, i nikt nie zamierza tego zmieniać – mówi nam były wiceszef izraelskiego MSZ Jehuda Ben Meir. – To jest wojna. By wygrywać, musisz zabijać wrogów, jeden po drugim – dodaje.
Poza służbami specjalnymi i rządem pojawiają się jednak pytania o Dagana i jego strategię. Według dziennika Haarec operacja w Dubaju zakończyła się porażką, a szef Mossadu powinien odejść. Zbyt dużo pojawiło się zdjęć z kamer CCTV z twarzami agentów. Zbyt szybko udowodniono Izraelowi, że skorzystał z paszportów żyjących obywateli obcych państw, których naraził na niebezpieczeństwo. Inne gazety rzuciły się na Dagana za jego styl dowodzenia Mossadem. Do tej pory w związku z nieprzysiadalnym stylem generała ze służby zrezygnowało 200 osób.
Co na to Dagan? – On nie jest typem człowieka, którego obchodzi, że jego robota zdenerwuje kilku ludzi – powiedział niedawno Timesowi jeden z byłych oficerów Mossadu, który przez lata współpracował z Daganem.