Przeciwnie, Bruksela zamierza w tym roku zawrzeć umowy o wolnym handlu z kolejnymi kluczowymi graczami z rejonu Azji, w tym z Indiami i Koreą Południową. "Bruksela liczy, że w ten sposób zwiększy eksport i wyrwie UE z gospodarczego marazmu" - zapowiedział w czwartek w Warszawie komisarz ds. UE Karel de Gucht.
Już w przyszłym miesiącu amerykański Kongres opublikuje raport o warunkach handlu z Chinami, w którym Państwo Środka zostanie uznane za „walutowego manipulanta”. Za tym werdyktem mogą pójść amerykańskie karne cła na import z Chin. Na razie Pekin nie zamierza uwolnić kursu juana. Chińska waluta, sztywno powiązana od 2008 r. z amerykańskim dolarem, jest w opinii ekspertów z USA zdecydowanie niedowartościowana. A to uniemożliwia amerykańskim koncernom konkurowanie z firmami z Chin.
Odmienny pogląd na tę sprawę ma UE. "Chiny podejmą decyzję o uwolnieniu waluty, dopiero gdy będzie to w ich interesie. Ten moment szybko się zbliża. Aby utrzymać spokój społeczny władze muszą zwiększyć konsumpcję wewnętrzną a nie opierać rozwoju gospodarki tylko na eksporcie. A do tego potrzebne jest wzmocnienie juana i ułatwienie dostępu przeciętnym Chińczykom do importowanych dóbr" - powiedział DGP Karel de Gucht.
Jego zdaniem nierealne jest także wprowadzenia ceł karnych od tych chińskich produktów, które zostały wytworzone ze złamaniem elementarnych reguł ochrony środowiska (tzw. carbon tax). Zdaniem komisarza to doprowadziłoby do światowej wojny handlowej, na której Unia straciłaby najbardziej, bo jest największym eksporterem globu. Bruksela zamierza natomiast ściśle współpracować z Waszyngtonem, aby wspólnie ustalać normy technologiczne produktów i w ten sposób uzyskać potężny instrument wpływu na politykę Pekinu.
"Wspólnie z Amerykanami mamy 60 proc. światowego handlu i Chińczycy będą po prostu musieli się dostosować do tego, co ustalimy" - uważa de Gucht.
W przeciwieństwie do USA Bruksela chce forsować liberalizację handlu w Azji. "Gdyby w trakcie kryzysu wszystkie kraje podniosły cła do poziomu, na który zezwalają reguły WTO, światowy dochód narodowy zmniejszyłby się o 350 mld euro. Unia straciłaby na tym najwięcej" - komentuje de Gucht.