Jędrzej Bielecki: Ze wstępnych danych Komisji Europejskiej wynika, że w zeszłym roku transfery z budżetu Unii do Polski przewyższyły o 6 mld euro naszą składkę. To sukces?
Stanisław Gomułka*: Zdecydowanie tak. Kiedy jako doradca premiera Belki brałem udziałem w przygotowaniu Polski do wejścia do Unii, obawialiśmy się, że nasz kraj w pierwszych latach członkostwa nie tylko nie "zarobi" zbyt dużo na przystąpieniu do UE, ale wręcz będzie na minusie.

Reklama

Baliśmy się, że nasza administracja nie da rady przygotować europejskich projektów inwestycyjnych. Tymczasem okres rozruchy, jakieś 2-3 lata, trwał znacznie krócej, niż się spodziewałem. Dziś mogę powiedzieć, że jesteśmy na drodze, którą wcześniej przetarła Hiszpania: przebudowy kraju dzięki unijnym środkom.

To największa korzyść z naszego członkostwa ?
Trzeba sprawy postawić w pewnym kontekście. Fundusze strukturalne, jakie przekazuje nam Unia, są ważne, bo pozwalają na sfinansowanie projektów infrastrukturalnych, którymi nikt inny by się nie zajął bo okres zwrotu nakładów wynosi nieraz kilkadziesiąt lat. Dzięki temu możemy przełamać bariery dla rozwoju gospodarki jak brak autostrad czy szybkich linii kolejowych.

Nie można jednak zapominać, że środki europejskie stanowią około 10 procent nakładów inwestycyjnych w naszym kraju. Kraj modernizujemy więc przede wszystkim z własnych pieniędzy, nie unijnych.

Szczególnie dużo pieniędzy otrzymują jednak rolnicy...
Tu też narosło sporo mitów. Przy dopłatach bezpośrednich siągających rocznie około 400 zł za hektar dla małych gospodarstw są to kwoty, które tak naprawdę można uznać za zapomogi socjalne, a nie fundusze na modernizację.

O zakup dzięki pieniądzom z dopłat nowoczesnego sprzętu mogą myśleć tylko duże gospodarstwa, np. 100-hektatorowe. Ale takich jest niewiele.

Dziś na wsi pracuje wciąż około 16-18 proc. osób w wieku produkcyjnym, a powinno nie więcej, niż 3 proc. Wydajność tych osób jest aż czterokrotnie niższa, niż pracowników w miastach. Polska wieś zmodernizuje się dzięki emigracji młodych ludzi ze wsi do miast a nie dzięki funduszom europejskim.

Reklama

Poważne transfery finansowe przekazują jednak także Polacy, którzy korzystając z otwarcia rynków pracy, wyjechali do Wielkiej Brytanii i innych krajów zachodnich. W ostatnich latach do Polski napływają też poważne inwestycje zagraniczne. Czy to nie jest źródło sukcesu gospodarczego naszego kraju w ostatnich latach?
Łącznie wszystkie te czynniki pozwaliły na przyspieszenie tempa rozwoju naszej gospodarki o ok. 0,5 pkt. proc. To sporo, ale trzeba pamiętać, że Polska w tym czasie rozwijała się średnio w tempie ok. 5 proc.

Wysoki napływ inwestycji zagranicznych też nie można w pełni przypisać członkostwu w UE. W znacznym stopniu są to bowiem reinwestycje zysków zachodnich firm uzyskanych już w Polsce. Co prawda zagraniczne koncerny odgrywają kluczową rolę w rozwoju naszego eksportu - zapewniają ok. 2/3 sprzedaży za granicą. Ale pamiętajmy, że Jednolity Rynek stał przed Polską otworem już przed przystąpieniem do UE.

Co zatem jest nawiększą korzyścią członkostwa naszego kraju w Unii?
Pewność rozwiązań prawnych i wysoka jakość ustaw, jaką na nas wymusiła Bruksela mają zasadnicze znaczenie. Ale także perspektywa przyjęcia przez Polskę euro, przez co rząd musi trzymać w ryzach wydatki państwa. To właśnie dzięki temu uniknęliśmy w najgorszych momentach kryzysu finansowego ataków spekulacyjnych, uniknęliśmy paniki, jaka dotknęła choćby Ukrainę. To największa zasługa Unii.

*Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, obecnie główny ekonomista Business Centre Club.