Na granicy konwój 6 autokarów z 214 osobami, głównie Polakami, ale także kilkoma obcokrajowcami, może postać nawet kilka godzin - tyle trwają formalności. Po południu autokary mają dotrzeć do syryjskiej miejscowości Latakija, skąd nastąpi ich wylot do kraju. Tak przynajmniej zakładają plany, ale polscy dyplomaci nie wykluczają, że wszystko może się zmienić. "Tu jest wojna" - przypominają.
Konwój ma zapewnioną ochronę - Izrael wyznaczył jedną autostradę, której nie będzie atakować. Nad bezpieczeństwem czuwają też Amerykanie. Zdjęcia konwoju z ich satelitów trafiają do podziemnej bazy w górze Cheyenne w stanie Colorado. Dopiero stamtąd do naszych wojskowych w Warszawie. "Są na tyle dokładne, że widać pudełko zapałek położone na drodze, nie mówiąc o człowieku, który chciałby podłożyć bombę" - mówi Andrzej Kiński z "Nowej Techniki Wojskowej". Na wszelki wypadek, w konwoju jedzie pojazd, który zakłóca wszystkie sygnały elektroniczne. Ma to uniemożliwić detonację ładunku za pomocą np. telefonu komórkowego. Dlatego pasażerowie musieli wyłączyć wszelkie urządzenia elektroniczne.
Podobne urządzenie znajduje się również na pokładzie wojskowych samolotów CASA, które zabiorą naszych rodaków do kraju. Maszyny mają też zamontowane flary, które zmylą rakiety termiczne, atakujące silniki samolotu. System wspiera radar na podczerwień, który reaguje na błysk odpalanego pocisku." Po włączeniu czerwonej kontrolki w kokpicie mamy od pięciu do dziesięciu sekund na odpalenie flar lub zmianę kursu" - mówi jeden z pilotów CASA.
To nie jedyne cudo służące do samoobrony. Kolejny system ma zestaw czujników, które skanują przestrzeń wokół samolotu. Gdy wykryją niebezpieczeństwo, pilot ma pięć pocisków, by zestrzelić atakującą rakietę lub zakłócić jej lot.