Myśleli, że jadą na ekscytującą przejażdżkę. Większość z 29 pasażerów supernowoczesnego pociągu - członków rodzin i znajomych pracowników linii Transrapid - zebrała się z przodu pędzącego cudu techniki. Zachwycali się, że ten pociąg nie potrzebuje szyn - unosi się nad specjalnym torem dzięki tej samej sile, która powoduje, że dwa magnesy się odpychają.
Przez panoramiczną przednią szybę pasażerowie oglądali migający w zawrotnym tempie krajobraz. I wtedy ktoś zauważył zbliżającą się przeszkodę. Ci, którzy przeżyli, opowiadają o ogromnej panice. Bo nic nie mogli zrobić, poza patrzeniem. Nikogo zaalarmować. Pociąg jest... bezzałogowy.
Rozpędzony skład walnął w wagon serwisowy. Świadkowie opowiadają, że pchał go przez ponad pół kilometra. Chwilę później rozbity pociąg zwisał już z wysokiej na cztery metry konstrukcji podtrzymującej tor. W dwóch miejscach składu wybuchł pożar.
Ratownicy z pobliskiego Osnabrücku natychmiast przyjechali na miejsce. Dwa dźwigi podnosiły zwisające wagony, a strażacy używając gigantycznych drabin starali się wydostać rannych. Najpierw wydobyli jedno ciało. Jak się okazało - nie ostatnie. Wśród śmiertelnych ofiar jest też dwóch robotników, którzy - dotąd nie wiadomo dlaczego - pracowali na torze.
Poszukiwanie winnych już trwa. Kevin Coates, były rzecznik Transrapidu, uważa, że zawiódł... obieg informacji. Robotnicy na torze nie wiedzieli, że będzie po nim w tym czasie jechał pociąg, obsługa pociągu nie wiedziała, że ktoś będzie pracował na jego trasie. Kto zaniedbał obowiązków, będą starali się dociec śledczy.
Do tej pory pociąg na magnetycznej poduszce nie miał poważniejszych wypadków. Ale na razie jedyna taka wybudowana przez Niemców linia, którą można jeździć codziennie, jest tylko w Szanghaju w Chinach. Ma 30 kilometrów długości i łączy miasto z nowym międzynarodowym lotniskiem. Nie wiadomo, czy po wypadku przy granicy z Holandią technologia będzie jeszcze rozwijana.