Jeśli Putin wyda rozkaz do ataku, najpierw w stan alarmu zostanie postawiona 58. armia stojąca wokół granic Gruzji. To prawie 150 tysięcy żołnierzy wyposażonych w czołgi, działa, artylerie, lotnictwo i pociski rakietowe. Gruzini mogą wystawić zaledwie 3,5 tysiąca żołnierzy.
Alarm w rosyjskiej armii będzie tak naprawdę manewrem maskującym. Opanowaniem stolicy kraju Tbilisi zajmą się jednostki specjalne, jak Specnaz i Alfa. Dostaną wsparcie od spadochroniarzy, którzy najprawdopodobniej zostaną zrzuceni gdzieś obok miasta.
Komandosi będą mieli za zadanie zlikwidować władze Gruzji, wszystkich czołowych polityków i dowódców. Potem do miasta wejdą spadochroniarze z transporterami opancerzonymi. Wcześniej szpiedzy z KGB i wojskowego wywiadu GRU namówią przywódców opozycji do przejęcia władzy. Zapewnią im ochronę, transport i łączność.
Tuż po ogłoszeniu przejęcia władzy przez nowy rząd poprosi on Rosjan o pomoc w walce z terrorystami i zaprowadzeniu porządku w kraju. Na to tylko czekać będą żołnierze na lotniskach już w samolotach transportowych. Po kilku godzinach zajmą kluczowe garnizony i koszary w Gruzji.
"Z czysto wojskowego widzenia taki scenariusz jest jak najbardziej prawdopodobny. Opanowanie Gruzji zajęłoby kilka, może kilkanaście godzin. Nie wierzę jednak, żeby politycznie było to możliwe" - mówi dziennikowi.pl generał Balcerowicz, profesor Akademii Obrony Narodowej.