Rzym, listopad 2004 roku. Posiedzenie Komisji Specjalnej Senatu Republiki Włoskiej. "Ja, Aleksander Litwinienko, będąc oficerem KGB/FSB, dysponowałem następującą wiedzą na..." - z magnetofonu słychać spokojny męski głos, mówiący po rosyjsku. Ze względów bezpieczeństwa na sali nie ma świadka, oficera wyborowego oddziału FSB do walki z terroryzmem i przestępczością zorganizowaną.

Członkowie komisji trzymają w ręku kartki z zaprzysiężonym tłumaczeniem zeznań najcenniejszego zbiega z Rosji. To właśnie ta komisja zajmuje się tajemnicą próby zamordowania Jana Pawła II. Jest już niemal pewna, że rozkaz przyszedł z Kremla. Eksperci - zbiegowie ze specsłużb sowieckich utwierdzają jej członków w tym przekonaniu. Litwinienko w londyńskim mieszkanku pieczołowicie analizuje treści dokumentów przywiezionych przez innego zbiega z KGB, płk. Wasilija Mitrochina. "W niezwykły sposób pomagał nam odczytać i zinterpretować lakoniczne zapisy KGB i był moim osobistym doradcą przez ponad trzy lata" - mówi DZIENNIKOWI były przewodniczący Komisji Mitrochina senator Paolo Guzzanti. "Pozwolił nam zrozumieć modus operandi sowieckich służb, a także obecnych rosyjskich służb specjalnych" - dodaje.
Z pomocy ppłk. Aleksandra Litwinienki korzystały policje kilku europejskich państw. Był konsultantem w wielu śledztwach. Sam próbował wyjaśnić, kto stał za morderstwem Anny Politkowskiej, rosyjskiej dziennikarki krytykującej Kreml m.in. za wojnę w Czeczenii. "Śledczy często mówili o mafii rosyjskiej, a Aleks zawsze ich poprawiał, że właśnie mają do czynienia z rosyjskimi służbami specjalnymi" - wspomina przyjaciel Litwinienki Władimir Bukowski. Potrafił zawsze bezbłędnie określić, kto w danej grupie przestępczej jest odpowiedzialny za co. Często okazywało się, że to obecni lub byli pracownicy KGB/FSB. A te jednostki znał doskonale. W nich właśnie rozpoczynał służbę.

Złoty pociąg do NRD
Warszawa, marzec 1986 roku. Dochodzi dziewiąta wieczorem. Na jeden z peronów Dworca Centralnego powoli wjeżdża niezapowiedziany pociąg. Na charakterystycznych wagonach zawieszona jest zwykła tabliczka z napisem Moskwa - Berlin. Drzwi wagonów się nie otwierają. Nikt nie wysiada ani nikt nie spieszy się do pociągu. Wygląda jak każdy inny sowiecki skład: odrażająco brudne szyby, wytarte firanki nieokreślonego koloru i w większości matowe okna. Wreszcie lokomotywa rusza i pociąg znika w ciemnościach tunelu. W przedziałach wagonów znajdują się kasy pancerne. W nich sztabki złota, srebro i platyna. Pociąg ochrania specjalna jednostka KGB numer 70850. Dowodzi nią młody oficer Aleksander Litwienienko. Jego podwładni zajmują trzy wagony rozlokowane na początku, w środku i z tyłu składu. "Wieźliśmy złoto partii i specsłużb do jednostek naszych wojsk w NRD. Stamtąd pakowano towar na TIR-y i wieziono dalej na Zachód" - wspominał potem Litwienienko. Dzięki temu ludzie KGB i partyjnego establishmentu sowieckiego mogli prowadzić biznes w "państwach zgniłego kapitalizmu".

Od pokoleń w służbie ojczyźnie

Aleksander Litwinienko nie trafił przypadkiem do tej wyborowej jednostki. W genach Litwinienków nie było ślady zdrady, czy nawet drobnej niewierności wobec ojczyzny. Tarczę i miecz nosił już jego prapradziadek Siergiej Priczislienko, który w oddziałach legendarnego gen. Jermołowa wsławił się w wojnie z Czeczeńcami na Kaukazie w 1882. Ranny osiedlił się w Nalcziku i otrzymał pięć złotych rubli od cara. Ojciec nie ustępował w zasługach dziadowi. Był bohaterem tzw. wojny ojczyźnianej. Dowodził eskadrą, dwa razy wyskakując z płonącego samolotu. Na jego piersi podczas defilad wisiały wszystkie ordery Za odwagę i Za zasługi na wojnie. Aleksander wspominał: Pewnego razu tato pokazał mi sztandary, mówiąc: Pod tym bił się twój dziadek Zapamiętaj, cała nasza rodzina broniła Rosję i ty też powinieneś jej bronić. Ojca brat przeszedł całą wojnę w Afganistanie. Ludzi z taką historią rodzinną KGB przyjmuje z otwartymi rękoma. Analityczny umysł, spostrzegawczy, elokwentny, pracowity i uczciwy - rekomendował Litwinienkę oficer wychowawca. Litwienienko został zwerbowany tuż po roku służby jako oficer w dywizji im. Dzierżyńskiego. Od razu dostał się do elitarnej jednostki zajmującej się zabezpieczaniem tajnych transportów na Zachód. W 1988 Litwinienko z rozkazu szefa KGB został przeniesiony do wewnętrznych wojsk tej instytucji. Jego zadaniem było łowienie szpiegów w KGB i walka z przestępczością zorganizowaną, czyli mafią. Z KGB przeszedł do FSB, mając nadzieję, że pierestrojka zmieni także służby specjalne. Niestety. Było na odwrót - służby specjalne coraz bardziej zamieniały się w mafię. Miał żal do polityków zachodnich, że nie zmusili Jelcyna do zdelegalizowania i rozliczenia KGB i GRU. Kiedy pod koniec drugiej kadencji Jelcyna poczuli, że im wszystko wolno, na nowo rozpoczęli działalność przestępczą - podkreślał i dodawał: Zanim Putin nie pojawił się na horyzoncie, nikt nie słyszał o masowych zamachach terrorystycznych - takich, jakie miały miejsce przed 1989 rokiem.

Putin - samolubny, tępy osiłek
O agentach-terrorystach KGB/FSB, jak ich nazywał, wiedział doskonale. Wymieniał ich jednym tchem: Carlos Ilicz Ramirez - osławiony Szakal, Adżalan (siedzący w tureckim więzieniu), Wadi Haddad z Frontu Wyzwolenia Narodowego Palestyny, szef komunistycznej partii Libanu Chałui, towarzysz Papajonu z Cypru, czy Sean Garland z Irlandii. To właśnie Aleksander Litwinienko po swojej ucieczce z Rosji przez Turcję do Wielkiej Brytanii wywiózł dokumentację, która zdaniem wielu ekspertów nie pozostawia wątpliwości, że za zamachami na bloki mieszkalne Moskwie i Kazaniu w 1999 roku stały sowieckie służby specjalne. Był jednym z tych, którzy przyszli z drugiej strony i powiedzieli nam, co się dzieje. Opowiedział nam o zbrodniach, skrytobójstwach i przestępstwach służb specjalnych - wspomina Bukowski. Pomimo grożącego niebezpieczeństwa z powodu ucieczki z Rosji, Litwinienko nie krył swoich poglądów politycznych. Krytykował prezydenta Putina, ujawniając jego przeszłość z czasów bezpieki. To samolubny, tępy osiłek, który po prostu przydał się kagebowskiej mafii w odpowiednim momencie, ale to nie on sam decyduje - oceniał. Mówił też o kompromatach, jakie KGB gromadziła na Putina.

Sowiecka Al-Kaida

Litwinienko uważał, że zamachy na metro w Londynie w 2005 roku przeprowadzili tajni agenci FSB. To właśnie wtedy po raz pierwszy ogłosił, że Al-Kaida wzięła swój początek w obozach szkoleniowych KGB w Związku Sowieckim, które potem powtórzył w polskim dzienniku Fakt. Na pytanie skąd ma takie informacje - były agent mówił: Gdy odbywałem służbę w jednym z najbardziej zakonspirowanych oddziałów FSB, dowiedziałem się, że awans dostali szefowie obozu terrorystycznego UFSB Dagestanu, którzy w trybie przyspieszonym szkolili Ajmana al-Zawahiri, prawą rękę bin Ladena.
Był w stałym kontakcie z przyjaciółmi wciąż działającymi w rosyjskich służbach specjalnych. Dlatego pozwalał sobie na wyciąganie daleko idących i często trudnych do zrozumienia wniosków. Terrorystyczna zaraza rozlewa się na cały świat z gabinetów na Łubiance. I dopóki rosyjski specsłużby nie zostaną rozwiązane i osądzone, dopóty będą wybuchać bomby i będzie lać się krew - ostrzegał. Z tego powodu stał się niewygodny dla Wielkiej Brytanii, która udzieliła mu azylu i niedawno przyznała obywatelstwo. Brytyjskie władze wydawały z siebie pomruki niezadowolenia, gdy w kolejnych artykułach Litwinienko oskarżał prezydenta Władimira Putina i jego FSB o ludobójstwo w Czeczenii.

Walczył o godność Rosji
Co tydzień w czeczeńskiej gazecie w Wielkiej Brytanii ukazywał się jego ostry felieton.
Odszedł od nas członek rodziny Asłana Maschadowa. Straciliśmy przyjaciela i brata. Odszedł patriota rosyjski i Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Odszedł człowiek, który dał nam odczuć codziennie, jak bardzo mu na nas zależało - powiedział po śmierci Litwinienki czeczeński polityk Ahmed Zakajew. Nawet gdy już otruty trafił do szpitala, Aleksander Litwinienko nie przestał krytykować Rosji i ostrzegać Zachodu. Tylko likwidacja służb specjalnych Rosji i ich osądzenie może położyć kres wojnie z terrorem - mówił już na łożu śmierci w rozmowie z DZIENNIKIEM.
Był patriotą rosyjskim i brytyjskim. Jednym z niewielu ludzi, którzy walczyli o godność Rosji. To był zamach na obywatela brytyjskiego na brytyjskiej ziemi. Rosyjska społeczność pała gniewem w stosunku do Kremla i żąda zdecydowanych kroków od Wielkiej Brytanii - mówi nam były pułkownik KGB Oleg Gordijewski. Jakich? Odwołania ambasadora brytyjskiego z Moskwy lub wyrzucenia ambasadora Rosji z Wielkiej Brytanii - wyjaśnia Gordijewski.
Aleksander Litwinienko zmarł w piątek 23 listopada 2006 roku, skrytobójczo zamordowany, tak jak miesiąc wcześniej jego przyjaciółka - dziennikarka Anna Politkowska.



















Reklama