Nie wiadomo, czy gdy 2 maja 1964 r. 19-latkowie Charles Mooore i Henry Dee łapali okazję przy autostradzie niedaleko Meadville, zdawali sobie sprawę, jak głęboka nienawiść panowała wówczas na południu Ameryki. Właśnie zjedli lody, Dee postanowił odebrać wypłatę z tartaku, w którym pracował, a potem odwiedzić kolegę. Gdy zatrzymał się przy nim Volkswagen Sealse’a, wsiedli bez wahania. Nie mogli przypuszczać, że będzie to ich ostania przejażdżka w życiu.

James Sealse przez radiotelefon wezwał swoich kolegów z Klanu. Nie wiadomo, ilu ich było, z całą pewnością ustalono tożsamość tylko jednego - Charlesa Marcusa Edwardsa, dziś 72-letniego diakona w kościele baptystów. Związanych chłopców zawieźli na bagna w Homochitto National Forest. Swoje ofiary skatowali kijami - Edwards był zazdrosny o swoją żonę i w ten sposób chciał dać nauczkę Henry’emu, żeby się jej więcej nie przyglądał. Później zeznał, że na tym się skończyło, że odeszli, gdy chłopcy jeszcze żyli. Jednak Charles i Henry zniknęli.

Dwa miesiące później agenci Federalnego Biura Śledczego, którzy przeszukiwali bagna Missispi, znaleźli dwa rozkładające się ciała. Wydawało się, że Seale i Edwads nie unikną sądu. FBI miało wystarczające siły i środki, by ich oskarżyć. Jednak agenci mieli wówczas na głowie inną sprawę - szukali zaginionych w kwietniu tego samego roku trzech działaczy na rzecz równouprawnienia.

Agenci przekazali sprawę Sealse’a i Edwardsa lokalnemu wymiarowi sprawiedliwości, który nie znalazł jednak podstaw, by ich skazać. Przez ponad 40 lat obaj żyli w przekonaniu, że przeszłość ich nie dopadnie. Nie przypuszczali, że tego, co nie udało się FBI, dokona Thomas Moore, emerytowany wojskowy, weteran z Wietnamu, który nigdy nie pogodził się ze śmiercią młodszego brata. Zachęcony kolejnymi przypadkami otwierania starych spraw i skazywania członków KKK za przestępstwa sprzed lat, postanowił działać. Odnalazł Sealse’a mieszkającego w starej przyczepie kempingowej, choć rodzina twierdziła, że mężczyzna już nie żyje. "Jestem bratem Charlesa Eddiego Moore’a !" - wspomina chwilę, gdy stanął przed jego drzwiami. "Wyjd, jeśli jesteś mężczyzną..."

Sealse na razie został oskarżony o udział w porwaniu i spisku - prokurator twierdzi, że na razie nie może postawić mu zarzutu morderstwa. Oskarżenia uniknął Edwards, prawdopodobnie dlatego, że zgodził się współpracować z prokuraturą. Zapewne od niego wiadomo, jak zginęli Charles i Henry - opis zbrodni znalazł się w akcie oskarżenia. Oprawcy zaciągnęli chłopców na łódkę. Obaj jeszcze żyli, gdy jednemu do ciała przyczepili stalowy blok od silnika, drugiemu kawałek szyny kolejowej. Sealse nie strzelił z swego "obrzyna" - zamiast brudzić się krwią wyrzucił chłopców za burtę.

"Czterdzieści lat temu system zawiódł" - tak sprawę podsumowuje szef FBI Robert Mueller. "Naszym obowiązkiem jest nadal rozwikływać zbrodnie popełnione w okresie walki o równouprawnienie. Nadal istnieją dowody, które pozwalają na ustalenie prawdy i wymierzenie sprawiedliwości w sprawach, które spowodowały tak głębokie rany".









Reklama