Przeforsowywana przez rząd Tony’ego Blaira regulacja mówi, że nikt nie może być ze względu na swoją orientację seksualną dyskryminowany w dostępie do dóbr i usług.

Ten pozornie mało kontrowersyjny zapis wzbudził jednak ogromne protesty grup religijnych, bo w praktyce oznacza on np., że chrześcijańskie agencje adopcyjne nie mogą odmówić przyznania dziecka parze homoseksualnej, a parafia - wynajęcia sali na homoseksualne wesele. Pomimo że przeciwko ustawie wspólnie protestowały Kościoły katolicki i anglikański oraz muzułmanie i żydzi, laburzystowski rząd zapowiedział, że nie uczyni wyjątku i nikogo nie zwolni z obowiązku jej przestrzegania.

Gdy jednak okazało się, że antydyskryminacyjna ustawa działa w obie strony, niektórym homoseksualistom już się przestała podobać. Głośno protestuje zwłaszcza gejowski przemysł turystyczno-rozrywkowy.

Hotele i pensjonaty dla homoseksualistów będą miały obowiązek przyjmować pary heteroseksualne, zakazane będą kluby i imprezy tylko dla homoseksualistów, a nawet ogłoszenia mówiące „gay only”. A obroty tego przemysłu są niebagatelne: szacunkowe dane mówią o ponad 3,5 miliarda funtów rocznie; z samych tylko Stanów Zjednoczonych co roku przyjeżdża do Wielkiej Brytanii prawie 150 tysięcy homoseksualnych turystów.

Co więcej, homoseksualiści są uważani za dobrych klientów, bo zarabiają zwykle powyżej średniej, a z racji braku zobowiązań rodzinnych mogą więcej przeznaczać na rozrywki.

"Jesteśmy wyjatkowym miejscem i przyjmujemy tylko gejów i biseksualistów. Jeśli wejdzie w życie ta ustawa, obawiam się, że będziemy musieli zamknąć nasz hotel. Tzw. ustawa antydyskryminacyjna jest tak naprawdę dyskryminacyjną, bo dyskryminuje gejów" - mówi dziennikowi "The Times" John Bellamy, który prowadzi hotel Hamilton Hall w Bournemouth w południowej Anglii.









Reklama