Albania to jeden z najbiedniejszych, po Mołdawii i Serbii, krajów Europy. Nie stać go na budowę własnych elektrowni. Te, które ma, zasilane są energią czerpaną z wody. Ale od dwóch miesięcy odmawiały one posłuszeństwa, bo poziom wód spadł przez suchą wyjątkowo jesień i zimę.

Kraj funkcjonował więc przede wszystkim na importowanym z Kosowa prądzie. Także linia energetyczna nie była pozbawiona usterek. Usiłowano naprawiać je na bieżąco, ale wreszcie stało się najgorsze: prąd po prostu przestał płynąć.

A to oznacza, że zamieszkiwany przez ponad 3 miliony ludzi kraj został sparaliżowany. Motoryzacja jest tu dopiero w fazie początkowej, po drogach jeździ ledwie 190 tysięcy samochodów, dlatego transport opiera się na pociągach. A te bez prądu jeździć nie mogły.

Na szczęście państwowa korporacja energetyczna, czyli spółka odpowiedzialna za gospodarkę prądem w Albanii, zdołała usunąć awarię w kilka godzin. Około godziny 7 rano kraj znów rozbłysnął tysiącami świateł, a ludzie mogli pojechać do pracy. Co było przyczyną awarii? Władze kraju nie podają takich informacji.