W Salt Lake City 18-latek wyjął spod płaszcza strzelbę i zaczął strzelać na oślep. Według świadków, z jakimi rozmawiał CNN, padło co najmniej 40-50 strzałów. Na ziemi leżało około 10 ciał. Policja podała, że zabójca zastrzelił pięć osób, a ranił cztery. "Słyszeliśmy: policja, rzuć broń! I potem padły strzały" - opowiadał CNN-owi mężczyzna. Napastnik został zastrzelony przez mundurowych.

Według lokalnej gazety, szaleńca zastrzelił policjant, który po służbie robił zakupy w centrum handlowym. Policja twierdzi, że strzelec był jeden.

Rzecznik lokalnej policji Robin Snyder nie podaje liczby ofiar ani szczegółów dotyczących śmierci napastnika. "Jest wielu zabitych, kolejne ofiary mają poważne rany" - twierdzi jedynie.

Natomiast w Filadelfii, z niewiadomych jeszcze powodów, uzbrojony delikwent wpadł do jednego z biur i zaczął strzelać do pracujących tam biznesmenów. Wszyscy zginęli. Napastnika zabili policjanci.