Kradzież jest niezwykle tajemnicza. Mężczyzna, w wieku około 60 lat, od ponad roku był stałym klientem banku ABN Amro. Mówił z amerykańskim akcentem i przedstawiał się jako Carlos Hector Flomenbaum, diler diamentów z Argentyny. Był tak dobrym klientem, że bank zaufał mu - jako jeden z kilkunastu dilerów miał dostęp do skarbca z kamieniami.

5 marca bank zorientował się, że brakuje diamentów, ale nie wiedział, kiedy one zniknęły - dzień wcześniej, czy też może kilka dni. Nie wiadomo też, w jaki sposób złodziejaszek wyniósł 120 tysięcy karatów diamentów, omijając dziesiątki zabezpieczeń. Szukano Flomenbauma, ale ten zniknął jak kamfora.

Dopiero tydzień później mundurowi powiedzieli mediom o spektakularnej kradzieży. I to tylko dlatego, że czuli się bezradni - śledztwo nie dawało żadnych rezultatów. "Mężczyzna nie zostawił prawie żadnych śladów, nie wiemy, gdzie mieszkał, gdzie jadał, gdzie robił zakupy... Być może ścigamy ducha" - rozkłada ręce Dominique Reyniers, rzeczniczka prasowa policji w Antwerpii.

Złodziej prawdopodobnie od dawna planował kradzież, bo paszport, którym się posługiwał, skradziono kilka lat wcześniej w Izraelu. Jedyny ślad, jaki ma policja, to jego rysopis (na zdjęciu obok). Mundurowi desperacko chcą złapać sprytnego złodzieja, dlatego wyznaczyli olbrzymią nagrodę - dwa miliony euro dla tego, kto wyda cwaniaczka.

Spryciarzowi niełatwo będzie sprzedać diamenty, bo każdy z nich musi mieć swój paszport, by go legalnie upłynnić. "Poza tym wiele ze skradzionych kamieni jest unikalnych, ludzie z branży łatwo je rozpoznają" - dodaje Philip Claes z Urzędu ds. Diamentów w Antwerpii.

W 2003 roku w Antwerpii dokonano znacznie większej kradzieży diamentów. Ze 123 skrytek złodzieje wynieśli drogocenne kamienie i złoto warte 100 milionów dolarów (300 mln złotych).

Antwerpia to stolica światowego handlu diamentami - ponad połowa tych kamieni przechodzi przez ręce belgijskich dilerów, głównie żydowskiego pochodzenia. W ubiegłym roku sprzedano brylanty warte 23 miliardy dolarów.