Jej zwycięzca jest jeden. Na niespełna 24 godziny przed kluczowym dla Francji głosowaniem Nicolas Sarkozy ma poparcie obu żyjących prezydentów, a także artystów oraz sportowców.

W czwartek karty na stół wyłożył Valery Giscard d’Estaing, jedyny centrowy prezydent V Republiki. "Tylko Nicolas Sarkozy spełnia warunki pozwalające na zostanie prezydentem" - oznajmił szef państwa z lat 1974 - 1981. Już w marcu to samo uczynił odchodzący prezydent. "To całkowicie naturalne, że oddam na niego głos" - mówił Jacques Chirac, który przez lata uchodził za śmiertelnego wroga Sarko na prawicy i który przez wiele miesięcy robił wszystko, by skłócony z nim dawny uczeń zapomniał o Pałacu Elizejskim.

Obie "grube ryby" to wielki sukces sztabu Sarkozy’ego. Łowy pani Royal okazały się znacznie mniej udane, bo udane być nie mogły. Jedyny prezydent, który na pewno by ją poparł, Francois Mitterrand, nie żyje od 1996 roku. Posiłkowała się za to poparciem José Luisa Zapatero. Premier Hiszpanii pojawił się w czwartek na jej wiecu wyborczym w Tuluzie. Wcześniej stanął po jej stronie socjaldemokratyczny burmistrz Berlina Klaus Wowereit. Koniec kropka. Royal nie zgromadziła po swojej stronie żadnego nielewicowego polityka i nie przebiła się poza tradycyjne poparcie dla swojej partii.

Sarkozy może za to wyciągać ludzi lewicy i centrum jak asy z rękawa. Po jego stronie jest Simone Veil, centrystka, która w 1975 roku doprowadziła do legalizacji aborcji, Eric Besson, autor programu gospodarczego socjalistów (odszedł skłócony z Royal), a nawet lewicowy intelektualista Andre Glucksmann. By nie zrażać taką plejadą swoich prawicowych wyborców, wśród osób, które publicznie popierają Sarkozy’ego, jest też Christine Boutin - katolicka deputowana, która w czasie debaty o gejach wymachiwała w parlamencie Biblią.

"W tej całej grupie parę nazwisk naprawdę może zaskoczyć. Giscard d’Estaing jest niespodzianką, ale prawdę mówiąc, on lubi zabierać głos i nie zdziwiło mnie, że popiera silnego kandydata. Simone Veil to dla mnie rzecz zupełnie niezrozumiała - to ludzie z zupełnie innej bajki" - mówi DZIENNIKOWI politolog Pierre Brechon.

Politycy to nie wszystko. Alain Prost, były as Formuły 1 nazywa Sarkozy’ego "jedynym możliwym kandydatem", chwali go także trener francuskich rugbystów - jednego z najpopularniejszych sportów nad Sekwaną, w którym w tym roku Francja organizuje Mistrzostwa Świata, a w środowisku show-biznesu pod listami poparcia dla Sarko podpisali się aktorzy Jean Reno, Gérard Depardieu i Alain Delon.

"Sarkozy sprytnie zmontował swoją ekipę. Aktorzy to głównie jego znajomi z dawnych czasów, ludzi sportu prawica zmobilizowała po swojej stronie jeszcze w czasach Chiraca, poparcie ze strony liberalnych polityków, w tym Giscarda, to niewątpliwie sukces Sarkozy’ego" - mówi biografka prawicowego kandydata Raphaelle Bacqué.

Poparcie tabunów znanych i szanowanych ludzi ma jeden cel: przynieść punkty w wojnie na wizerunki. Obecna kampania temu sprzyja, bo ograniczyła debatę programową do minimum. Liczy się odbiór społeczny. Sarkozy - by przekonać do siebie niezdecydowanych - musi udowodnić, że nie jest skrajnie prawicowy, że jako przyjaciel Leona Zawodowca jest nowoczesny i że najzwyczajniej w świecie "da się lubić".

Na razie nie wiadomo, jak walka o nazwiska przełoży się na wyniki wyborów. "Tym razem wielu Francuzów ma ugruntowane poglądy na temat kandydatów. Ofiarą wojny na wizerunki padnie zapewne niewielu wyborców" - mówi DZIENNIKOWI Brechon. Będą jednak tym bardziej silniejsze przed drugą turą, gdzie głównych kandydatów będą dzielić ułamki procenta. Parę ostatnich sondaży daje Sego i Sarko remis 50:50.