Nagrane na wideo ultimatum tej treści ogłosiło kilku zakapturzonych - niczym baskijscy terroryści z ETA - działaczy Radykalnego Winiarskiego Komitetu (CRAV). Taśmę wyemitowała regionalna telewizja France 3 w Langwedocji na południowym wschodzie kraju.

Reklama

"Żądamy od prezydenta Republiki, by dotrzymał obietnic wyborczych. Gdyby jednak pan Sarkozy nie postąpił zgodnie z interesem producentów win, to na nim spocznie całkowita odpowiedzialność za to, co się wydarzy" - mówił jeden z nich. Wezwał też winiarzy, by przygotowali się do rewolty, która będzie podobna do tej, jaka wybuchła w Langwedocji dokładnie sto lat temu. Wówczas też poszło o zbyt niskie ceny wina. Tysiące ludzi wyszły na ulice, a władze wezwały na pomoc armię. Podczas starć zginęło kilka osób.

Pogróżki "winiarskiego komanda" tylko z pozoru wydają się groteskowe. Francuzi już wielokrotnie przekonali się, że zrzeszająca ok. 800 osób CRAV nie rzuca słów na wiatr. W minionych latach przeprowadziła kilka zamachów na budynki prefektury, podpalała banki, a także supermarkety, które zaniżają ceny i sprowadzają trunek z tzw. Nowego Świata. Kilka ciężarówek wiozących "obce" wina ostrzelano z broni palnej.

Frustrację francuskich winiarzy można zrozumieć, bo coraz trudniej im konkurować z tańszymi winami z tzw. Nowego Świata - Chile, RPA czy Argentyny. Konsumentów przekonuje niska cena, a nie zapewnienia, że tamtejsze winnice nie mają takiej kontroli jakości jak francuskie.

"W Chile pracownik plantacji zarabia 150 dolarów, a we Francji - 1500 euro. W zeszłym roku ponad połowa producentów z Langwedocji odnotowała straty" - skarżył się dziennikowi "Times" Jean-Marc Ribe, producent znanego na całym świecie wina gatunku Pays d’Oc.

Francuskich winiarzy martwi jeszcze jedno: planowana przez Unię Europejską reforma tego sektora w krajach członkowskich. Aby zwiększyć konkurencyjność branży, konieczne będzie ograniczenie produkcji; w ciągu pięciu lat wykarczowane zostanie 400 tys. ha upraw francuskich winorośli.

Grożąc zamachami i uliczną rewoltą, producenci win zdołali już zwrócić na siebie uwagę, ale prawdopodobnie niewiele wskórają. "To groźby pod publikę" - mówi DZIENNIKOWI niezależny politolog Claude Fitoussi. Przypomina on, że Nicolas Sarkozy doszedł do władzy z silnym postanowieniem zreformowania francuskiej gospodarki, ograniczenia protekcjonizmu i roli związków zawodowych.

"Inaczej niż były prezydent Jacques Chirac, Sarkozy broni tylko konkurencyjnych i nowoczesnych rolników" - mówi Fitoussi. "Tymczasem w Langwedocji jest wiele rodzin, które utrzymują się z 2-, 3-hektarowych winnic. Na pewno nie przestraszy się gróźb i zdecydowanie rozprawi się z każdym, kto stawia mu ultimatum i zapowiada rewoltę" - dodaje Fitoussi.